Lato i Karkonosze z plecakiem dzień 2: Harrachovy kameny, Pančavský vodopád i Kozi hrbety

Lato i Karkonosze z plecakiem dzień 2/4
26-29 czerwca 2021
Dzień 2: Schronisko na Hali Szrenickiej - Harrachovy kameny - Pančavský vodopád - Labský vodopád - Špindlerův Mlýn – Kozie Grzbiety - Luční bouda – Schronisko „Dom Śląski”

Relacja z dnia 1: KLIKNIJ TUTAJ

Rano w schronisku jest jeszcze cisza, większość śpi. Słońce operuje już śmiało, śniadanie w sali z widokiem na Izery i o 8:30 ponownie ruszamy na karkonoskie szlaki. Dziś dzień czeski czyli spory dystans, sporo przewyższeń i zupełnie nowe szlaki dla większości z nas. 😀
    Trasę rozpoczynamy od podejścia na Szrenicę, tym razem jednak odpuszczamy już wejście na wierzchołek. Mijamy świńskie Kamienie i na Mokrej Przełęczy schodzimy na czeskie szlaki, docieramy do pierwszego po drodze schroniska – Vosecka Bouda. Niewielki drewniany budynek obecnie należy do Klubu Czeskich Turystów i leży na wys. 1260 m, nie posiada linii energetycznej, ma prąd z agregatu. Pierwszy obiekt w tym miejscu stał już w połowie XVIII w. i służył drwalom jako schronienie. Dopiero pod koniec XIX w. stał się schroniskiem turystycznym, a obiektem zarządzał Franz Endler, który po powstaniu Czechosłowacji i napiętych stosunkach czesko-niemieckich w 1921 r. musiał opuścić ten obiekt i zbudować drugi – dzisiejsze schronisko na Szrenicy. Wchodzimy na chwilę do schroniska, zakupuję tradycyjnie znaczek turystyczny.








Następnie podążamy zielonym szlakiem, teren wypłaszacza się, jesteśmy na wielkiej równinie pokrytej częściowo torfowiskami wysokogórskimi – Łabskiej Łące porośniętej kosodrzewiną, wysokogórskimi trawami i innymi roślinami. W oddali karkonoskie szczyty, widać też Grzbiet Jesztedzki z najwyższym i charakterystycznym wierzchołkiem Ještěd.









Zbliżamy się do grzbietu góry Kotel, który omijamy, biegnie nim linia starych czechosłowackich umocnień – bunkrów tzw. „ropików”. Docieramy na wierzchołek Harrachove kameny (1421 m) zwieńczony skałkami. O ile północne zbocza są niemal równinne to południowe jest urwistym kotłem polodowcowym nad którym stoimy – Kotelni jamy. Krajobraz Karkonoszy wcale nie jest nudny, a spotkałem się z taką opinią.😛










Tu chwilka przerwy na pamiątkowe zdjęcie i ruszamy grzbietową ścieżką z widokiem po Śnieżkę, po chwili jesteśmy na Vrbatovo návrší (1412 m). Wierzchołek ten nazwany jest na cześć Václava Vrbata – czeskiego narciarza, stoi tutaj także pomnik. 24.03.1924 r. w Karkonoszach odbywał się międzynarodowy bieg narciarski na 50 km. Z powodu ładnej pogody biegacze wystartowali bez ciepłych ubrań. Wkrótce nastąpiło załamanie pogody. Zawodników ściągnięto z trasy, z wyjątkiem Hanča, który biegł pierwszy. Vrbata wyruszył na poszukiwania przyjaciela, a spotkawszy go przekazał mu swój płaszcz i czapkę, po czym rozdzielili się. Skrajnie wychłodzonego Hanča znalazł inny z zawodników i mimo transportu do schroniska Labska bouda zmarł. Również Vrbata został znaleziony martwy w pobliżu tego miejsca. Obok pomnika jest punkt widokowy, z gołoborza możemy spojrzeć w kierunku północnym na Wielki Szyszak.








Stąd na chwilę schodzimy do Vrbatovej boudy. Choć określany jest schroniskiem nie udziela noclegów, obiekt powstał w 1964 r. Prowadzi do niego droga asfaltowa i możemy dojechać tu autobusem…😂 (tak jesteśmy w czeskich górach, tam asfalt dociera w wiele miejsc). Przystanek leży na wys. 1400 m i jest najwyżej położonym w Czechach. Stąd ruszamy czerwonym szlakiem, mijamy „ropiki” i docieramy do Wodospadu Panczawy (Pančavský vodopád). Wodospad ma wysokość aż 148 m, a razem ze wszystkimi kaskadami jego wysokość to aż 250 m. Czyni go to największym wodospadem w Karkonoszach i Czechach. Woda stacza się tu po skalistej ścianie w dolinę Łaby, która w tym miejscu meandruje. Z punktu widokowego możemy podziwiać wodospad od góry, głęboką dolinę i karkonoskie szczyty. Widok jest piękny.😍 Ciekawostką jest także to, że pod koniec XIX w. zbudowano tamę i zbiornik powyżej wodospadu. Gdy zbierali się turyści, tama była podnoszona, a obfity strumień wody spadający wodospadem podnosił efekty wizualne.









Od Panczawskiego wodospadu nie daleko już do schroniska Labska bouda, w którym zarządzamy przerwę na posiłek. Historia tego schroniska zaczyna się w 1830 r. od kobiety, która stawia domek i sprzedaje kozi ser, mleko i gorzałkę turystom. W 1879 r. powstaje tu okazałe schronisko, które wybudował hrabia Jan Harrach, obiekt zaczął cieszyć się duża popularnością i uznaniem. W 1964 r. schronisko płonie od lampy naftowej. W 1964 r. rozpoczyna się budowa nowego obiektu, która trwa do 1975 r. Nowy budynek to potężny kolos – fantazja architektów, wyróżniający się w krajobrazie.😄 Tuż pod schroniskiem znajduje się kolejny wodospad – Łabski Wodospad. Schodzimy pod niego, można podziwiać go z kładki. Łaba spada tu po skałach z wys. 45 m w głęboką polodowcową dolinę. Wodospad też bardzo ładnie się prezentuje.










Następnie wybieramy niebieski szlak, teraz będziemy schodzić nim przez kilka kilometrów. Szlak stromo wije się w dół pod ścianą kotła, mijamy wodospady i coraz bardziej tracimy wysokość. W oddali widać też od dołu potężny Panczawski Wodospad. Jesteśmy w miasteczku Špindlerův Mlýn, które jest jednym z największych ośrodków narciarskich w Karkonoszach. Miasto wcześniej nazywało się św. Piotr, a obecna nazwa jest wynikiem tego, że mieszkańcy prosząc o zgodę na budowę kościoła w miejscowości jako adres korespondencji podawali młyn rodziny Szpindlerów. W ten sposób władze kościelne wyraziły zgodę na budowę kościoła w Szpindlerowym Młynie, by zgoda była ważna zmieniono nazwę wsi. W miasteczku sporo restauracji, hotelów, sklepów z pamiątkami itp. W niedzielne wczesne popołudnie nie ma tu jednak ani jednego czynnego sklepu spożywczego, przynajmniej my takowego nie znaleźliśmy (a my narzekamy na zakaz handlu w niedzielę, a wszystko i tak otwarte😂). Chwilę przysiadamy w miasteczku, panują tu zabójcze temperatury i mają inną strefę czasową 😅















Trzeba chwilę nabrać sił bo przed nami bardzo ostre podejście: na dystansie 4,5 km mamy 700 m w górę. Już samo wyjście z miasteczka jest bardzo strome. Pniemy się coraz wyżej trawersując Kozie Grzbiety. Kozie grzbiety mają bardzo nietypowy wygląd jak na Sudety – są bowiem jak wysokogórska skalista grań ze stromymi ścianami. Podążamy krętą ścieżką przecinając gołoborza z wielkimi blokami skalnymi, są też schody i soczysta zieleń. Jest pięknie!😍 Grań kończy się szczytem Krkonos (1422 m) z punktem widokowym na grzbiet.





















Teraz teren znów się wypłaszacza przed nami wystaje tylko potężna „czarna” sylwetka Śnieżki do której się zbliżamy. Pod nią widzimy duży budynek schroniska Luční bouda. Mijamy miejsce dawnego schroniska Rennerova bouda, które spłonęło w 1938 r., ze źródełka obok czerpię wodę. Po prawej mijamy niedostępny turystycznie grzbiet Luční Hory (1555 m) będący drugim co do wysokości wierzchołkiem w Karkonoszach, pod nim zalega jeszcze trochę śniegu. 







Wędrujemy równinną górską łąką i docieramy do schroniska Luční bouda. Początki zabudowy w tym miejscu sięgają 1623 r.. gdy pasterze i uciekająca przed wojnami ludność założyli tu niewielką osadę z kilkoma chatami. Wraz z rozwojem turystyki chaty te rozbudowywano i zaczynały pełnić funkcje schronisk. Obecne schronisko pochodzi z końca XIX w., uległo pożarowi w 1938 r., ale odbudowano go podczas II wojny, gdzie oprócz funkcji turystycznej stacjonowali tu również żołnierze Wermachtu. Niemcy szkolili żołnierzy przed atakiem na Norwegię, ponieważ klimat tu panujący i średnia roczna temperatura stwarzają warunki podobne do strefy koła podbiegunowego. Od 2012 r. w schronisku znajduje się browar reklamujący się jako najwyżej położony w Europie Środkowej. Przez wysokość położenia i niższego ciśnienia, a co za tym idzie temperatury wrzenia wody już w 94 C proces warzenia piwa jest zmieniony. Woda do produkcji piwa pochodzi z Białej Łaby, której źródła są w pobliżu. Browar warzy piwo Paroháč z ciekawym logo przedstawiające dwa jelenie w objęciach miłosnych.😂 Nawiązywać ma ono do stada jeleni, które zamieszkuje te okolice i można dojrzeć je z budynku. Schronisko to dziś w zasadzie hotel z restauracją. Idziemy do środka spróbować miejscowego piwa i coś zjeść. Zamawianie czegoś i płacenie z restauracji odbywa się za pomocą aplikacji w telefonie… a jak ktoś nie ma smartfona?😮 Mimo nieco dziwnych zasad tu panujących piwo mają świetne, ja biorę ciemne.😁



Czas w końcu opuścić schronisko, żegnamy się z obiektem i wkraczamy na niebieski szlak. Prowadzi on nas po drewnianych kładkach nad torfowiskami, przed nami potężna sylwetka Śnieżki. Następnie ścieżką pomiędzy kosodrzewiną i wracamy do Polski. Jesteśmy pod schroniskiem „Dom Śląski”, gdzie dziś kończymy wędrówkę i śpimy. Pierwsze schronisko w tym miejscu stanęło w 1847 r. Obecny budynek pochodzi z 1922 r. W 1924 r. uruchomiono tu eksperymentalną, największą w ówczesnych Niemczech turbinę wiatrową o mocy 100 kW, jednak obiekt szybko został zniszczony przez warunki atmosferyczne. Po II wojnie obiektem zarządzał PTTK, mieściła się tutaj również Strażnica WOP. Schronisko nazywane było wówczas „Pod Śnieżką”. Dziś obiekt jest prywatny. Naprzeciwko po stronie czeskiej do 1982 r. stało drugie schronisko – Obří bouda, które zostało zburzone.








Wieczór spędzamy w schronisku, mimo letniej niedzieli pod Śnieżką jest zupełnie cicho, a przecież „Dom Śląski” to jedno z najbardziej obleganych miejsc w polskich górach.😆W schronisku nocuje oprócz nas kilka osób, ktoś ogląda mecz na Euro Czechów a ja przy obiedzie i piwie siedzę na werandzie i wpatruje się w Śnieżkę. Tu też może być klimatycznie! 😜 Zachodu słońca dziś nie będzie, schowało się w chmurach… Czeski dzień dobiegł końca, udało się zobaczyć zupełnie nowe szlaki, widokowe miejsca które zrobiły wrażanie. Trzeba iść troszkę wcześniej spać bo jutro… o tym w następnej części. 

Dystans dnia: 32 km
Mapa: 

Relacja z dnia 1: 
KLIKNIJ TUTAJ

Relacja z dnia 3: KLIKNIJ TUTAJ

8 komentarzy:

  1. Rzeczywiście, relacja jak z wysokich gór.
    Co do schronisk, często, te o kiepskiej renomie nabierają uroku, pod wieczór, ewentualnie ze swoją ekipą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż zdziwiłem się, że Dom Śląski i w ogóle sama okolica może być taka pusta i to w niedzielny letni wieczór przy ładnej pogodzie. Ogólnie powiem nawet więcej, że przez te 4 dni tak chodziliśmy po Karkonoszach, że nigdy bym nie powiedział, że szlaki w tych górach są zatłoczone. Nawet na Śnieżce było spokojnie, a nie byłem tam raz podczas tego wypadu, ale o tym w następnej części. :D

      Usuń
    2. Kiedyś tak przeżyłem w Murowańcu, w dzień paskudne miejsce, tłumy, gwar, hałas, obsługa odburkująca itd. Wieczorem, a raczej po zmroku, po 16tej bo to początek grudnia był, nagle zrobiło się spokojniej, ciszej, ludzie, włącznie z obsługą zaczęli się do siebie uśmiechać. Było sympatycznie, aż tak, że wieczoru nie pamiętam... ;) ale rano sporo osób nas witało, więc musiało być miło! ;P

      Usuń
  2. Pokazałeś bardzo szlachetną część Karkonoszy. Kozie Grzbiety to dla mnie jeden z topów tego pasma. Opawski, zapodałeś zdjęcie Śnieżki i pod nią Lucni Boudy, w tym rejonie kiedyś było kimane pod namiotem i wstrząsnął mną widok rzeczonej "Śnieżusi" o wschodzie słońca, gdzie szczyt mienił się na tle różowego nieba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi Kozie Grzbiety też bardzo się spodobały, podobnie jak Panczawski Wodospad i okolica i z pewnością będę chciał tam wrócić.
      O wschodzie widok "czarnej" Śnieżki, schroniska na równinie i czerwonego nieba to na pewno musiało być coś pięknego. Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Ciekawa sprawa z tą Loucni boudą, wynika z tego, że jakbym przyszedł sam, to bym nic nie zamówił... A jak komuś smartfona ukradną albo mu padnie, to też obejdzie się smakiem? Coraz durniejsze to, za niedługo bez aplikacji nie wejdziemy do kibla... A potem będzie płacz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy byłem ostatnio w Luční boudzie, to jeszcze przychodził kelner i można było normalnie zrobić zamówienie. Inna sprawa, że staram się to miejsce omijać, bo jest drogie ;) Ale pewnie pretekstem do wprowadzenia obecnych zasad był Covid. Ciekawe jak to się sprawdza, dla obsługi na pewno wygodne.

    Przeszedłeś jeden z ciekawszych czeskich wariantów, które oferują Karkonosze.

    Dom Śląski też się zmienia. Pamiętam jak wyglądał kiedyś, oferował także glebę i miał fajne miejsce odpoczynkowe na "zapleczu". Gdy byłem teraz w środku i zobaczyłem jak wygląda bramka do toalet za 3 zł... Zawsze się zastanawiam jak to jest, że lokale sprzedające napoje i jedzenie nie muszą mieć darmowej toalety. Zwłaszcza, że oferta nie jest najtańsza. Gdyby te toalety były chociaż czyste...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a w czerwcu kelner podchodził do stolika i oznajmiał że trzeba zamawiać przez aplikację, na stoliku był QR kod. Tak to pewnie przez covid. Ja bym pewnie nie wstąpił do Luční boudy gdyby nie to że chcieliśmy spróbować tego ich piwa z browaru. Niestety czeskie schroniska praktycznie wszystkie to już hotelo-restauracje czego nie lubię. Czasem chciałoby się zrobić nockę jakimś czeskim obiekcie, ale ceny zaczynają się od 100 zł...

      Tak, bardzo spodobał mi się odcinek czeski Karkonoszy, najbardziej okolice wodospadów i Kozie Grzbiety.

      a co do Domu Śląskiego to wieczorem akurat podczas naszego pobytu była cisza i dopóki nie zamknęli bufetu można było siedzieć na tej dużej sali z werandą. Potem jak zamknęli to był dostęp tylko do jednego pomieszczenia ze stolikami i wchodziło/wychodziło innymi drzwiami. W tej płatnej toalecie nie byłem bo na piętrze są darmowe dla nocujących. Niestety to bardzo komercyjne miejsce, walą tam w dzień tłumy więc wszystko jest nastawione na zarobek. Niestety coraz więcej schronisk jest coraz bardziej nastawiona na kasę...

      Usuń

Copyright © Góry Opawskie , Blogger