Lata początki z plecakiem w Beskidzie Małym

Lata początki z plecakiem w Beskidzie Małym
Jaworzyna, Potrójna, Chatka pod Potrójną i Leskowiec
17-18 czerwca 2021 r.

Zrobiła się świetna pogoda, koniec roku akademickiego, praca licencjacka prawie już napisana a mnie w Beskidach nie było już kilka miesięcy. Pora więc powłóczyć się po beskidzkich szlakach z dużym plecakiem i gdzieś zanocować. Wybór pada na stosunkowo mi bliski i łatwy do dostania się Beskid Mały no i w sumie miejsca, które miałem okazję już odwiedzić. Tym razem jednak chcę pójść trochę innymi szlakami i po raz pierwszy zanocować w schronisku studenckim jakim jest Chatka pod Potrójną. Wyjazd miał być w pojedynkę, ale gdy mówię koledze, że jadę w Beskidy ostatecznie decyduje się jechać ze mną, tyle, że z rowerem. Ja sobie będę chodził, on jeździł i wieczorem się spotkamy.

Beskid Mały – to najmniejsze powierzchniowo pasmo w Beskidach położone przy granicach województw śląskiego i małopolskiego w pobliżu miast takich jak Bielsko-Biała, Wadowice czy Andrychów. Otoczone od zachodu Beskidem Śląskim, od południa i wschodu Kotliną Żywiecką i Beskidem Makowskim, od północy Pogórzem Śląskim i Pogórzem Wielickim. Przełom rzeki Soły dzieli Beskid Mały na część zachodnią (Grupa Magurki Wilkowickiej) i wschodnią (tzw. Beskid Andrychowski). Najwyższym szczytem całego pasma jest Czupel (930 m). Pasmo te w odróżnieniu od innych części Beskidów charakteryzuje się dużym zalesieniem.

Wyjeżdżamy tradycyjną kombinacją pociągów z Prudnika o 4:30 z przesiadkami w Kędzierzynie, Gliwicach i Katowicach. Od początku podróży towarzyszy nam piękny czerwony wschód słońca z mgłami. Kolej namieszała coś w rozkładzie i w Gliwicach mielibyśmy jakąś dziwną dłuższą przesiadkę, gdy jednak wysiadamy na stacji patrzę, że na peronie obok stoi pociąg na Katowice., który miał odjechać kilkanaście minut szybciej. Lecimy jak wariaty po schodach z peronu na peron, uff zdążyliśmy, gdy wsiadamy odjeżdża, a na tablicach wyświetla się, że odjechał punktualnie…😆 Najważniejsze, że będziemy godzinę szybciej na szlaku. 😜 Po godz. 9 wysiadamy na stacji w Łodygowicach i od razu uderza w nas gorąc. Będzie dziś wyciskać poty. 




Żegnam się z kolegą, wchodzę na zielony szlak, który prowadzi mnie przez miejscowość. Zatrzymuję się obok dworu w Łodygowicach. Murowany obiekt zaczął powstawać od 1629 r. w miejscu drewnianego dworu rodu Komorowskich. Następnie należał do kasztelana krakowskiego Jerzego Zbaraskiego, a po śmierci do jego krewnych - Wiśniowieckich herbu Korybut. Helena Wiśniowiecka wniosła go do posagu wojewodzie mazowieckiemu Stanisławowi Warszyckiemu, który ufortyfikował dwór. Przebudowy w II poł XIX w. doprowadziły, że stracił on cechy obronne. Obecnie dwór otacza park i mieści się w nim urząd stanu cywilnego.

Maszeruję dalej mijając Most Grunwaldzki z popiersiami króla Władysława Jagiełły i Królowej Jadwigi ponad nim góruje zabytkowy drewniany kościół św. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza. Świątynię wzniesiono w latach 1634-1636 w konstrukcji zrębowej z drewna modrzewiowego w miejscu poprzedniej kaplicy.


Szlak wiedzie mnie dalej asfaltówką przez Bierną, okropnie tu grzeje, za sobą mam widok na Klimczok, Pilsko i Babią Górę. Gdy wchodzę do lasu jest już trochę chłodniej, zdobywam Łysy Groń (601 m) i schodzę do Czernichowa przed sobą mając widok na Górę Żar z górnym zbiornikiem elektrowni. Zaglądam też do drewnianej dzwonnicy loretańskiej burzowej, gdzie robię kilka minut przerwy (chłód).















W miejscowości szukam sklepu, szybkie zakupy lodów, wody, kiełbasy, pieczywa, zimnego piwa, krótki odpoczynek i można ruszać dalej! Idę wzdłuż przełomu Soły, która dzieli B. Mały na dwie części i docieram do Zapory Jeziora Żywieckiego w Tresnej, jej długość wynosi 310 m, wysokość 39 m, została zbudowana w 1966 r. Tama tworzy duże jezioro o pojemności 94,60 mln m³. Przy zaporze znajduje się elektrownia wodna. Koroną tamy przebiega droga i roztacza się z niej ładny widok na taflę wody jeziora z górami w tle.










Schodzę z tamy, jestem na niebieskim szlaku, którym opuszczam miejscowość i rozpoczynam bardzo stromą wspinaczkę pod Kościelec. Szlak wyciska poty, ulgą jest Hala Kowalówka na której robię przerwę. Jest tu kilka ławeczek i miejsce na ognisko. Wyleguję się w cieniu na polanie, otwieram piwo w tle piękny widok na Beskid Śląski i Mały. Na drzewie wisi tablica z nazwą polany i wskazująca grób żołnierza. Gdy już zebrałem się do drogi poszedłem zobaczyć grób. Pochodzi on z 1882 r. Dlaczego żołnierz zginął w tym miejscu, to pozostanie tajemnicą.






Szlak pnie się nadal w górę, przy źródełku obmywam ręce i twarz dla ochłody, moczę też czapkę. Kawałek dalej blisko mnie podbiega sarna i coś skubie w runie, musiała mnie zupełnie nie widzieć, bo gdy ruszam i robię 3 kroki, szybkie spojrzenie i galopem uciekła w głąb lasu. W końcu zdobywam Kościelec Mały. Szlak wypłasza się, po lewej zza drzew widok na dolny zbiornik elektrowni w Porąbce, widać też Górę Żar. W końcu zdobywam Jaworzynę (861 m), szczyt z metalową tabliczką i kapliczkami na drzewach. Wyleguję się tu dłużej na ławkach robię pamiątkowe foto i ruszam szlakiem na Przełęcz Przysłop.










Tutaj łącze się z czerwonym szlakiem – Małym Szlakiem Beskidzkim, trasą już mi znaną bo będę szedł tędy 3 raz. Maszeruję więc głównym grzbietem Beskidu przez las, co jakiś czas zza jakiejś przecinki widać Babią Górę. Kolejne leżenie na trawie urządzam sobie na Kocierzu (879 m) przed Przełęczą Kocierską, która jest granicą województw śląskiego i małopolskiego, stoi tu także karczma i cały ośrodek.







Szlak w końcu wyprowadza mnie na Potrójną (883 m; 887 m). Góra mimo nazwy ma dwa wierzchołki jest więc podwójną, a nazwa wzięła się od pomyłki geografów, którzy nazwę przysiółka Potrójna przenieśli na szczyt wcześniej nazywany Czarnym Groniem. Szczyt jest bezleśny i pokryty halą, roztacza się stąd więc piękny widok dziś sięgający m.in. Babiej Góry i Skrzycznego. Znów wyleguję się w trawach. W pobliżu znajduje się Chatka na Potrójnej znana mi ze zlotu forum „Góry bez Granic”, dziś jednak tu nie śpię tylko schodzę do położonej kilometr dalej Chatki pod Potrójną.









Chatka pod Potrójną jest schroniskiem studenckim w starej beskidzkiej drewnianej chałupie z 1911 r. Od 1974 r. należała do Akademii Ekonomicznej w Katowicach, dziś jest własnością prywatną. Chatka nie jest typowym schroniskiem górskim, ma 5 pokoi z około 30 miejscami noclegowymi, na dole jest ogólnodostępna kuchnia i jadalnia z kominkiem, gitarą i pianinem. Na ścianach chatki wisi wiele obrazków, zdjęć i rozmaitych tablic i znaków z różnych miejsc. Wystrój chatki, skrzypiąca podłoga, wszystko w drewnie sprawia, że to miejsce ma świetny klimat. Do chatki dochodzę pierwszy, kolega jeszcze gdzieś jeździ i dociera później. Ja w tym czasie zajmuję łóżko w zbiorowym pokoju, rozpakowuje i ogarniam się, potem zajadam się bigosem chatkowego.














Nastaje wieczór, bardzo ciepły wieczór mimo gór i ciemnego lasu. Upływa nam on przy dźwiękach świerszczy na rozmowach przed chatką przy piwie o górach, podróżach. Odpoczywam… chłonę klimat Beskidu…😊 Pozdrawiam Zbyszka z Olsztyna i drugiego kolegę z Wrocławia, który spał na zewnątrz a imienia nie pamiętam. Może to czytacie..? 😃
Dystans dnia: 28 km

Dzień 2
Wymyśliłem sobie, że dzień rozpocznę wschodem słońca. To taka moja tradycja w górach, że jeśli są warunki to staram się na niego wybrać. Czerwcowe noce i wschody mają to do siebie, że są bardzo krótkie i wczesne, teraz jest okres z najdłuższymi dniami w roku. Z spod śpiwora wychodzę więc sam o godz 4, jest już jasno, a na niebie widać świt. Toczę się więc trochę zaspany pod górę na szczyt Potrójnej, wziąłem bluzę, ale niepotrzebnie bo jest już gorąco. Potężna czerwona tarcza słońca wychodzi zza horyzontu nad chałupami, gdy jeszcze jestem poniżej szczytu. Wchodzę na wyższy wierzchołek Potrójnej i tutaj legam na trawie, stąd podziwiam spektakl początku dnia, prawie najdłuższego w roku… Słońce wychodzi coraz wyżej i mocniej oświetla pomarańczowymi promieniami trawy. Zupełna cisza, brak wiatru, czasem szczeknie tylko pies pary, która rozłożyła się w pobliżu z namiotem.😍 Niebo jest zupełnie czyste, więc słońce od razu grzeje w twarz. Robię parę zdjęć, kręcę się potem też po szczycie. W końcu wracam do Chatki zaglądając jeszcze do okazałej skały „Zbójeckie Okno”.























W Chatce wszyscy jeszcze śpią dopiero potem się budzą. Kolejne rozmowy przy śniadaniu i pora rozejść się w różne strony. Mój kolega chce zjechać w doliny do najbliższej stacji kolejowej i już wrócić do domu, kolega z Wrocławia rusza w kierunku Chrobaczej Łąki, Zbyszek nie pamiętam gdzie, a ja w kierunku Leskowca. Ruszamy gdy żar leje się już z nieba, dziś jednak odcinek w większości leśny, powinno być więc znośnie. Ponownie wchodzę na Mały Szlak Beskidzki i zdobywam Łamaną Skałę (929 m), będący drugim co do wysokości wierzchołkiem B. Małego, zaliczany jest do Diademu Polskich Gór.







Na Rozstaju pod Mladą Horą postanawiam zejść zielonym szlakiem na Polanę Gibasy. Znajduje się tam Chatka Gibasówka prowadzona przez Pana Staszka. Zbyszek spotkany w chatce pod Potrójną polecał to miejsce, że mogę wstąpić pogadać, odpocząć. Niestety przy chatce nie ma akurat nikogo, jest zamknięta, głośno obszczekują mnie jedynie dwa psy nie dając się zbliżyć do chatki. Nie zastałem gospodarza więc robię odwrót. Polana Gibasy oferuje ładny widok w kierunku Beskidu Żywieckiego. Po środku polany stoi kapliczka z historią mówiącą o tym, że stały tu niegdyś dwa domy zwaśnionych gospodarzy. Wojowali oni ze sobą całe życie, lecz na starość w końcu się pogodzili i w podzięce ufundowali kapliczkę. Wewnątrz na postumencie pod figurką są wykute dwie postacie podające sobie ręce na zgodę. W czasie II wojny światowej w kapliczce znajdowała się skrzynka kontaktowa Armii Krajowej.
















Skrótem wracam do zielonego szlaku, tną drzewa, znów jestem na czerwonym szlaku. Teraz podążam grzbietem kamienistym szlakiem na Leskowiec (922 m), zwany też Hrabskimi Butami za sprawą kamiennych płyt z wyrytymi śladami butów hrabiego Adama Potockiego z 1846 oraz hrabianki Mery Wielopolskiej.










Stąd schodzę do pobliskiego schroniska PTTK „Leskowiec”, w którym na tarasie zarządzam sobie długą przerwę. Schronisko na Leskowcu zostało zbudowane przez PTT w Wadowicach w 1933 r. W czasie okupacji podlegało towarzystwu "Beskidenverein". Wycofujące się w 1945 roku oddziały Volkssturmu, mające za zadanie spalić schronisko, zostały przez gospodarza tak uraczone bimbrem, że "zapomniały" schroniska podpalić. Obiekt był wielokrotnie odwiedzany przez Karola Wojtyłę za dziecka, a później biskupa ponieważ Jan Paweł II często wędrował na Leskowiec, zimą zaś jeździł tu na nartach gdyż miejsce to położone jest blisko rodzinnych Wadowic.










Po ponad godzinnej przerwie wchodzę na Groń Jana Pawła II ponad schroniskiem Po raz ostatni Wojtyła gościł tutaj w 1970 r. już jako kardynał W 1981 r. dotychczasową Jaworzynę zaczęto nazywać Groniem JPII. W 1991 r. stanęła tutaj kaplica poświęcona papieżowi, następnie pomnik, dzwonnica i droga krzyżowa. Miejsce jest celem pielgrzymek , odbywają się tutaj okolicznościowe Msze św.


Z Gronia wybieram zielony szlak, którym rozpoczynam strome zejście. Potem podchodzę na Gancarz (802 m) z krzyżem. Szlak wiedzie mnie ciągle przez bukowy las, nie ma żadnych widoków, mijam tylko kapliczki. Im schodzę niżej tym czuję, że jest coraz bardziej gorąco. Schodzę do Inwałdu, gdzie przy stacji kolejowej powinienem skończyć wędrówkę. Nie skończyłem tu, bo linia jest w remoncie i kursuje autobus za pociąg, a jego przystanek znajduje się ponad 1 km niżej przy głównej drodze, więc idę tam. Wędrówka zakończona, dziś dystansem 25 km.











Autobus się spóźnia, w końcu przyjeżdża, nim docieram do Bielska-Białej. Stąd pośpiechem nad… morze, a nie jednak nie,😂 ale tak się czułem bo byłem chyba jedynym pasażerem wracającym z gór, reszta leciała na plaże Bałtyku, a wysiadając w Gliwicach przeciskałem się przez stosy walizek plażowiczów…😂 Potem regio do Kędzierzyna, i tu na stacji zgarniają mnie już autem do domu.



I tak zakończyło się moje beskidzkie szwendanie. Przez dwa dni pokonałem łącznie 55 km. Lato zostało bardzo dobrze rozpoczęte i było je bardzo czuć podczas wycieczki bo cały czas z nieba lał się żar, a słońce zniknęło tylko na kilka godzin w nocy.😄 Beskid Mały w przeciwieństwie do innych części Beskidu jest bardzo zalesiony, stąd wędrówka przez wiele km ciągle lasem może być nudna, jednak las dawał cień jak pożądany przy upałach, na otwartych przestrzeniach byłoby piekiełko. Plan został wykonany niemal w 100%, kiedyś obiecałem sobie, że wrócę przenocować w Chatce pod Potrójną no i wróciłem. 😛

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No! Od razu zwróciło moją uwagę gdy wszedłem do chatki 😂

      Usuń
  2. Fajny wyjazd. Ja od dawna mam ochotę przenocować w jakiejś z tych chatek, jednak na razie nie miałem okazji.

    Piękne niebieskie niebo na zdjęciach. Aż czuję ten letni klimat :)

    Też lubię wschody słońca, zwłaszcza jesienią są ładne

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecam, choć bez żadnych wygód to klimat lepszy niż w schroniskach PTTK 😊 Miesiąc później spałem w Chatce Pietraszonka w Beskidzie Śląskim, tam podobało mi się jeszcze bardziej.. ale o tym już w następnej relacji 😉

    Niebo wtedy było jak kryształ i słońce niemiłosiernie piekło. Jesienne wschody są późniejsze, nie trzeba tak szybko wstawać no i jest duża szansa jakiejś dodatkowej mgiełki, wtedy jeszcze ładniej wygląda. 😁

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne rozpoczęcie wakacji! Choć myślałem, że może jeszcze w schr. na Leskowcu się prześpisz i jeden dzień powędrujesz. No i szanuję, za wstawanie na wschód słońca, na zlocie nie udało mi się, mimo, że obok Roberta telefon cały czas dzwonił ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku coś tak myślałem o jeszcze jednej nocce, ale upał mnie zmęczył i jakoś wyjątkowo szybko odparzyłem stopy. Nie chciałem więc już się katować bo kilka dni później jechałem w Karkonosze na kilka dni ;)
      Wschody słońca bardzo cenię, na zlocie na Potrójnej chyba nikomu nie udało się wyjść na wschód... bo dobra impreza była :D

      Usuń

Copyright © Góry Opawskie , Blogger