12 Rajd Prudnik - Pradziad

12 Rajd Prudnik – Pradziad
5 sierpnia 2023 r.
60 km górskiej wędrówki przez Góry Opawskie i Jeseniki. Zmaganie się z trudami wspinanie się na szczyty, by po by po chwili znów zejść w dolinę, łącznie 2760 metrów stromych podejść i 1548 m zejść. W prognozach pogody od kilku dni totalna ulewa przez cały dzień wędrówki. Ostatecznie pogoda była łaskawsza gdyż zdecydowana większość trasy pokonana została jedynie we mgle, czasem lekkim deszczu. Dopiero na finałowym podejściu trasy dla osób idących wolniej natura pokazała swoje silne oblicze częstując uczestników porządną porcją wody i silnego wiatru. To tylko kilka słów opisujących te zacne wydarzenie, w którym uczestniczę już kilkanaście lat! 😊


Na czym polega wyrypa? Idea od początku istnienia maratonu jest taka sama. Uczestnicy skoro świt wyruszają z nisko położonego Prudnika (270 m) by szlakami przez szczyty Gór Opawskich i Jeseników pokonać 60 km wyznaczoną trasą na najwyższą górę Sudetów Wschodnich – Pradziada (1492 m). Po drodze zmagamy się z trudnościami trasy, przede wszystkim z przewyższeniami i przeciwnościami pogody. Czas na pokonanie dystansu wynosi 15 h. Jednak wędrówka to nie tylko trudności to przede wszystkim widoki jakimi mamy okazję zachwycić się podczas marszu. Krajobraz na trasie ciągle się zmienia, bo zaczynamy od pagórkowatych okolic Prudnika, potem pokonujemy wyższe bezleśne szczyty Gór Opawskich z trawiastymi stokami i rozległymi panoramami by końcówkę trasy pokonywać już wśród krajobrazu gór wyższych – Jeseników i piąć się wzdłuż górskiego potoku pośród wodospadów po drabinkach i mostach. Niestety w tym roku z racji pogody, zamglenia i niskich chmur trasa zupełnie nie oddała swojego potencjału widokowego. Zamiast pięknych panoram mieliśmy szarość i mleko, a na końcówce trasy potok wody pod stopami i z nieba. Szkoda... 😑



Z deszczowym nastawieniem ruszamy z domu na start do schroniska młodzieżowego, które zlokalizowane jest w dawnych koszarach w jednym z wielu okazałych budynków z czerwonej cegły. Na razie jest lepiej niż w zeszłym roku bo wtedy „odcinek zerowy” pokonywałem już w płaszczu. Na starcie formalności, otrzymujemy gadżety rajdowe, chwila rozmowy ze znajomymi i ruszamy w trasę… jako ostatni…😅 Deszcz jednak się rozpaduje, więc ubieramy płaszcze od razu. W końcu o 5:20 ruszamy i opuszczamy senny o tej porze Prudnik. Wchodzimy na Główny Szlak Sudecki, czerwony, którym będziemy poruszać się przez kilka km. Deszcz kropi, tymczasem mrok całkowicie ustępuje już jasności, jest dzień, słońce wstało, gdyby było bezchmurnie w tym momencie oświetlałoby nas pierwszymi promieniami. Pierwsze podejście to Kozia Góra, od kilku miesięcy bez wieży widokowej.



 Następnie mijamy Sanktuarium św. Józefa z Grotą Lurdzką, a szlak wiedzie nas dalej przez Las Prudnicki, deszcz lekko siąpi, ale pod drzewami sucho… worki więc lądują w plecaku, bo bardziej będziemy mokrzy od potu niż paru kropel deszczu. Zdobywamy Kobylicę z pomnikiem niemieckiego pisarza romantyzmu Eichendorffa, następnie schodzimy do wsi Dębowiec i krótka wspinaczka na Długotę (457 m) najwyższy szczyt w „prudnickiej części” Gór Opawskich, stoi tu nowa wiata postawiona przez PTTK.



Jedne z ostatnich widoków na trasie...

W Wieszczynie żegnamy czerwony GSS i zmieniamy kolor na niebieski. Chwilka po asfalcie, znów straszy deszczem, ale nie ulegamy, worki zostają w plecaku, na horyzoncie doganiamy kogoś z naszej trasy. Szlak następnie pnie się wzdłuż granicy przez Las Rosenau z legendą o zaginionym mieście Rosenau, potem mijamy Grób Czarownicy. Dziś szczególnie jest tu mrocznie gęsty las, pochurna pogoda sprawia iż jest tu ciemno…









  Na Przełęczy pod Zamkową Górą doganiamy kolejne osoby, jeden z uczestników podejmuje decyzję o zakończeniu wędrówki i schodzi na autobus. My obieramy kierunek Biskupia Kopa i przez Plac Konrada Habla (zasłużonego Prudniczanina) pniemy się w kierunku Biskupiej Kopy. Na Przełęczy Mokrej jednak odbijamy i szczytu Biskupiej dziś nie zdobywamy (chyba że ktoś był tak ambitny i tam wszedł?😁). Schodzimy stąd bezszlakowym łącznikiem oznakowanym przez organizatora (czyli mnie… bo mi dwa dni wcześniej przypadła ta funkcja 😜) strzałkami do niebieskiego szlaku. Żegnamy Polskę, witamy Czechy, niebo za nami płacze, bo znów na chwilę zaczęło mocniej padać i worki trzeba jednak ubrać by po chwili je zdjąć.



 Niebieski szlak bardzo stromo sprowadza nas przez łąki i pastwiska z pastuchem w dolinę Osobłogi do Petrovic. Przed nami masyw Solnej Hory, gdzie zaraz będziemy wędrować, znika on jednak w gęstych chmurach, za nami Kopa także niknie we mgle… W centrum miejscowości niespodzianka 😊 Organizatorzy przygotowali punkt kontrolny z kawą, herbatą i czymś słodkim na przekąskę. Chwilkę więc przystajemy odpocząć.










(fot. Andrzej Dereń)

(fot. Andrzej Dereń)


  W końcu ruszamy w górę wsi Petrovice mijając bardzo ładne drewniane domki, potem szlak wyprowadza nas bardzo stromo w górę, za plecami Kopa ukryła się już w chmurach. Następnie trasa na chwilę wypłaszcza się, mijamy Vojtův pramen i znów do góry, spotykamy też grupkę Czechów pracujących na stokach z sierpami… prawdopodobnie przecinają trawę i krzaki wokół młodych drzew. 









Wspinamy się zboczem Solnej Hory, wkraczamy w strefę mgły. Robi się mroczno, widoczność sięga kilku metrów, następnie zdobywamy Kutný vrch (869 m). Szczyty te zostały kilka lat temu wylesione, gdyż rósł tu świerk pożerany przez kornika. Dziś puste stoki porastają połacie żółtych traw, niczym na bieszczadzkiej połoninie. Roztaczają się też stąd widoki… ale dziś możemy zadowolić się tylko mlekiem.







 Szlak wiedzie nas ponownie stromo w dół, schodzimy do źródła Osobłogi – jednej z głównych rzek odwadniających Góry Opawskie. Źródło to tradycyjny wodopój podczas marszów długodystansowych, nie inaczej jest tym razem. Dalej wędrujemy dziurawą asfaltówką pośród widokowych łąk, dziś we mgle schodząc do Heřmanovic. Przed wsią rozpaduje się, znów trzeba ubrać worek na siebie. W centrum wsi przekraczając Opavicę geograficznie żegnamy się z Górami Opawskimi, a witamy Jeseniki, to także mniej więcej połowa trasy.



Jesiennie...






 Żółty szlak wyprowadza nas przez łąki, potem wspinamy się na Jedlovą (874 m). Deszcz znów ustaje, płaszcz ponownie ląduje w plecaku… Dalej szlak kluczy obok Sokolich skał, część naszej grupki ma tu nawet mały błąd nawigacyjny przez zarośniętą ścieżkę. Mijamy też kilka małych bunkrów tzw. „rzopików” – elementów czechosłowackich umocnień z okresu międzywojennego, w tej okolicy jest ich znacznie więcej, a pas umocnień ciągnie się niemal przez całe Sudety. Tuż przed szczytem Ostrego (819 m) stoi chatka myśliwska Marien, jakich w Jesenikach pełno, przy domku akurat piecze się na ogniu solidny kawał mięsa… ślinka pociekła 😅





 Na Ostrym zmiana koloru szlaku na niebieski i jak sama nazwa mówi będzie ostro… stromo więc schodzimy do Vrbna pod Pradziadem. W miasteczku u podnóża zasnutych we mgle gór tradycyjny krótki postój na zakupy pod marketem po czym ruszamy. Przechodzimy przez rynek z kościołem św. Michała Archanioła pośrodku, potem jeszcze chwila widoczków na parujące góry i wchodzimy w las.





już zima? 




 Teraz niemal 10 km wędrujemy dość monotonnym odcinkiem trawersując Vysoką Horę. Ciągle las i pod górę, widoków tu brak, nawet w ładną słoneczną pogodę, jedyny punkt widokowy na trasie w kierunku Pradziada dziś widoków nie oferuje. Z liczbą 52 km w nogach melduję się w Karlovej Studance. To uzdrowiskowa miejscowość pod Pradziadem z piękną drewnianą zabudową. Słynie też z wody mineralnej typu wodorowęglanowo-wapiennego z wysoką zawartością kwasu krzemowego, lekko gazowaną o charakterystycznej woni.😁 Można jej sobie do woli popić w pijalni, w drewnianym pawilonie w centrum miejscowości. Właśnie w tym miejscu odpoczywamy opijamy się wodą i przeczekujemy pierwszą krótką ulewę.

z widokiem na Pradziada 😜





zaraz będzie pompa! 





 Deszcz szybko przestaje padać to ruszamy! Przed nami finałowe podejście na Pradziada! W końcu wkraczamy na żółty szlak Doliną Bilej Opavy. To najpiękniejszy fragment trasy, ale zarówno najtrudniejszy. Szlak wije się tutaj malowniczo pośród górskiego strumienia i wodospadów Bilej Opavy. Mając ponad 50 km w nogach gdy czuje się już zmęczenie pokonuje się liczne skały, drewniane mostki i drabiny. Gdy już głębiej wchodzimy w dolinę, robi się coraz ciemniej, szumi i zaczyna się. Z nieba puszcza się ulewa. Szybko zarzucam płaszcz, leje jednak tak, że ze ścieżek w ciągu kilku minut robią się potoki, po chwili mam już wodę w butach… Najtrudniejszy i najbardziej malowniczy moment trasy przechodzę w totalnej ulewie. Ostatnią fotkę wykonuje na drewnianych pomostach, potem chowam telefon już głęboko w kieszeni i obawiam się czy go nie zmoczę. Przyśpieszam, bo chce jak najszybciej opuścić dolinę, mimo iż idę w górę rozgrzany robi się coraz chłodniej.




ostatnie zdjęcie z trasy... może nie widać, ale trwa ulewa. 


 Wpadam do schroniska Barborka na chwilę, w celu zrzucenia płaszcza i ubraniu dodatkowej bluzy, zajmuje mi to kilka minut po czym wracam na ulewę. Do mety został już tylko odcinek asfaltowy, niecałe 4 km, w normalnych warunkach najbardziej widokowy. Maszeruję żwawym tempem byle do góry, asfaltem płynie rzeka wody. Gdy wychodzę już ponad granicę lasu do ulewy dołącza wiatr, nie można podnieść nawet głowy bo zacina w oczy. Odcinek się dłuży, maszeruję niemal przez rzekę we mgle, ulewie silnym wietrze i widoczności na 2 metry. W końcu staję pod wieżą i dopiero wtedy ją widzę. O godz 19:30 po 14 h i 20 min wędrówki z dystansem 62 km szczyt Pradziada jest mój!💪

Do godziny 20 kolejni uczestnicy rajdu docierają na szczyt, w holu robi się coraz bardziej tłumnie. Po tej godzinie z lekkim opóźnieniem rozpoczyna się tradycyjne podsumowanie rajdu. Organizatorzy wręczają pamiątkowe certyfikaty zdobywcom. Nagradzani drobnymi upominkami są też uczestnicy „naj”: najszybsi, najstarsi, najmłodsi, z najdalszej miejscowości.

Statystyka: na rajd zapisało się 143 osoby, 112 osób wyruszyło w trasę, na metę dotarło 100 osób, 12 osób zrezygnowało na trasie.


Po oficjalnym zakończeniu, wspólna fotografia zdobywców Pradziada, tym razem w holu, a nie jak zawsze na schodach przed budynkiem i ruszamy w dalszą drogę… schodzimy do oddalonej o niemal 4 km Ovcarny na autobus powrotny. Potem jeszcze godzinka jazdy i o 23:30 meldujemy się w Prudniku.

Choć idea rajdu od 13 lat pozostaje taka sama to za każdym razem jest inaczej. Mimo, iż start i meta są ciągle w tym samym miejscu to zmienia się krajobraz, pogoda, trasa wędrówki, towarzysze. Wędrówka to coś więcej niż tylko zmaganie się ze zmęczeniem i przewyższeniami na trasie. To przygoda, miła atmosfera, rozmowy i spotkania podczas wędrówki, widoki, zdjęcia, to właśnie one utrwalają się w pamięci. 😊 Wspólnie z organizatorami dbamy też o różnorodność trasy, a więc co roku biegnie trochę inaczej, staramy się wyszukiwać odcinki, którymi uczestnicy rajdu jeszcze nie szli, choć kombinacje już się wyczerpują. 😅

Tegoroczne nagrody 

Moja kolekcja ze wszystkich edycji rajdu 😁

Tegoroczna edycja rajdu była dość specyficzna z racji pogody, a w zasadzie bardziej z racji jej prognoz. Synoptycy już niemal tydzień przed rajdem na tę sobotę zapowiadali bardzo duże długotrwałe opady deszczu, a nawet silne burze i powodzie. Dzień przed na telefony wielu z nas dostało jeszcze SMS-owy alert RCB. Wystraszyło to duża część osób, gdyż ponad 30 osób z zapisanych w ogólnie nie pojawiło się na starcie. Ostatecznie jednak nie było aż tak źle jak prognozowali, bo zdecydowaną większość trasy pokonywaliśmy co najwyżej w lekkim deszczu, który padał z przerwami. Ulewa owszem była, ale tylko na ostatnich kilometrach trasy i dorwała tylko uczestników idących wolniej. Zatem Ci poruszający się szybciej rajd mogli pokonać zupełnie suchą stopą. Niestety brakowało widoków na trasie, jedynie na początku było coś widać, potem góry skryły się już w chmurach i mgle. Nie można było więc podziwiać panoram z najbardziej widokowych odcinków trasy. Jedyny plus to chłód, przynajmniej szło się przyjemnie, gdyby dopiekało słońce byłoby trudniej. 😛

Organizatorami wydarzenia są PTTK Oddział Sudetów Wschodnich w Prudniku i Tygodnik Prudnicki. Komandorzy rajdu to Andrzej Dereń i Grzegorz Polak wspierani przez członków oddziału PTTK
 Portal „Góry Opawskie” od lat nad wydarzeniem sprawuje patronat medialny. W tym roku miałem zaszczyt pomagać komandorom także bezpośrednio przy organizacji rajdu. Uczestnicy otrzymali też pamiątkowy magnes z moją fotografią panoramy Prudnika z Pradziadem w tle ilustrującym naszą wędrówkę.😊

Pierwsza edycja rajdu Prudnik - Pradziad odbyła się w 2011 r. w niewielkiej grupce wówczas sprawdzaliśmy czy jest możliwe pokonać w ciągu jednego dnia trasę z Prudnika na Pradziada. Udało się i od tego momentu na Pradziada chodzimy co rok!
O początkach imprezy pisałem przy okazji edycji jubileuszowej w 2021 r.: 10 Rajd Prudnik Pradziad
Wszystkie relacje z poprzednich edycji rajdu (od 2013 r.) znajdziesz tutaj: LINK 

Mapa trasy rajdu:

WSZYSTKIE MOJE ZDJĘCIA: LINK
RELACJA NA PORTALU TERAZPRUDNIK.PL (Tygodnik Prudnicki): LINK
FOTORELACJA TYGODNIKA PRUDNICKIEGO: LINK 
FOTORELACJA WRĘCZENIE CERTYFIKATÓW NA MECIE: LINK
CZASY PRZEJŚĆ UCZESTNIKÓW: LINK

Do zobaczenia za rok! 😊
  

2 komentarze:

Copyright © Góry Opawskie , Blogger