Jubileuszowy 10 Rajd Prudnik - Pradziad

Jubileuszowy X Rajd Prudnik – Pradziad
7 sierpnia 2021 r.

Tak… to już 10 lat szalonej wędrówki z Prudnika na Pradziada. Dlaczego szalonej… ?😂  
    Idea od początku istnienia maratonu jest taka sama. Uczestnicy o poranku wyruszają z nisko położonego Prudnika (270 m) by szlakami przez szczyty Gór Opawskich i Jeseników pokonać trudną 60 km wyznaczoną trasę na najwyższą górę Sudetów Wschodnich – Pradziada (1492 m). Po drodze uczestnicy zmagają się z trudnościami trasy, upałem, czasem deszczem ale przede wszystkim z przewyższeniami, które w tym roku wynosiły 3250 m (w górę i w dół) bo przecież po drodze trzeba pokonać sporo szczytów. Czas na pokonanie dystansu wynosi 15 h. Jednak wędrówka to nie tylko trudności to przede wszystkim widoki jakimi mamy okazję zachwycić się podczas marszu. Wędrując 60 km trasą krajobraz ciągle się zmienia, zaczynamy od pagórkowatych okolic Prudnika, następnie wkraczamy do Czech i zdobywamy wyższe obecnie bezleśne porośnięte złocistymi trawami i z rozległymi panoramami szczyty Gór Opawskich, by końcówkę trasy pokonywać już wśród krajobrazu gór wyższych – Jeseników wspinając się po skałach i drabinach obok górskiego potoku malowniczej Doliny Bilej Opavy. 
    Wędrówka to także jej uzupełnienie towarzysze, którzy sprawiają że przy rozmowach szybciej uciekają kilometry. Na trasie zapytają „jak się idzie?”, wesprą gdy przychodzi kryzys „Dasz radę!”, „Meta już niedaleko, za następną górką!” czy krzykną z daleka „Źle idziesz, zawróć, zboczyłeś z wyznaczonej trasy! 
     W 2011 r. w przypadku tego rajdu to wszystko się zaczęło, jak dokładnie? o tym wspomnę na końcu. Tymczasem zapraszam na relację z 7 sierpnia 2021 r…

Na starcie, który po raz kolejny znajduje się w Schronisku Młodzieżowym "Dąbrówka" w Prudniku stawiamy się dość późno bo po godz 5, gdy niemal wszyscy uczestnicy zdążyli już wyruszyć. Szybka rejestracja, pamiątkowe foto, czekamy jeszcze na znajomego i w końcu o 5:20 ruszamy na trasę!

(fot. Piotr Bąk)

 Ulicą Dąbrowskiego wchodzimy na czerwony Główny Szlak Sudecki. Na wschodzie powoli czerwieni się niebo, by po chwili zza horyzontu wyszła potężna czerwona tarcza słoneczna. Tak zdobywamy pierwszą górkę na trasie - Kozią Górę (316 m). Wyciągam aparat i tempo spada, a ja mam gonić przecież resztę uczestników :P Podziwiam więc na szybko piękny spektakl wschodu, słońce wyłania się znad Góry św. Anny, w dolinie rzeki Prudnik unoszą się lekkie mgiełki. Warto było wyjść później na trasę, kto ruszył ze startu o 4:30 takiego widoku nie miał… 😝




Ale trzeba iść, przechodzę więc obok odnowionego niedawno Sanktuarium św. Józefa i szlak wyprowadza nas na pola. Na trawie bardzo mokro od porannej rosy, idziemy trochę ścierniskiem, później drogą obok złocących się w porannych ciepłych promieniach dojrzałych kłosów zbóż, przed nami wzniesienia Gór Opawskich koło Trzebiny. Za rozdrożem pod Trzebiną wchodzimy na żółty szlak, a następnie w Dolinę Marii. Tu jest jeszcze bardziej mokro, więcej błota, a doliną meandruje strumień, szlak niemal zawsze jest tu zarośnięty. Dziś jest inaczej, bo przed rajdem jeden z członków PTTK wykosił ten fragment trasy. 







Idziemy wzdłuż pasa granicznego, a gdy docieramy do asfaltowej ścieżki rowerowej, wchodzimy na nią, a zarazem do Czech. Drogą schodzimy pośród widokowych górskich łąk do Jindřichova. Przy zamku w tej miejscowości I niespodziewany punkt kontrolny, organizatorzy częstują kawą, herbatą, rogalikami z marmoladą i cukierkami. Chwilkę tutaj odpoczywamy, ale nie za długo, bo nadal jesteśmy niemal ostatni na trasie.






 Podążamy najpierw przez wieś, następnie kilka kilometrów doliną wzdłuż Svinnego Potoku. Za dawną leśniczówką w dolinie szlak idzie w górę. Na chwilę zmieniamy kolor na zielony i pniemy się wraz z nim po wąskiej asfaltówce, która wyprowadza nas na bezleśne już stoki. Za plecami piękny widok w dolinę Osobłogi, którą przecinaliśmy kilka km temu, widać Janov, Jindřichov, Las Prudnicki i miejsce startu Prudnik. Tu w końcu doganiamy uczestników, którzy na trasę wyszli wcześniej.












 Od źródła Vojtův pramen wchodzimy znów na niebieski szlak i wspinamy się na Solną Horę (868 m). Teraz przez trochę km wędrujemy po zupełnie bezleśnym terenie. Jeszcze 4-5 lat temu cały ten masyw jak i wszystkie okoliczne góry porośnięte były ciemnymi lasami świerkowymi. Klimat się zmienia, atakuje kornik, lasy umierały dosłownie w oczach w ciągu kilku miesięcy, stąd niezbędna była ogromna wycinka. Natura jednak szybko zabliźnia rany i dziś bezleśne połacie porastają złociste trawy, a przestrzeń i krajobraz przypomina bieszczadzkie połoniny. Wokół roztaczają się też widoki, doskonale widać m.in. z niecodziennej „odwrotnej” perspektywy stożkowatą Biskupią Kopę i Srebrną Kopę, Pricny Vrch, jest także widoczny nasz dzisiejszy cel wędrówki Pradziad, do którego już „tylko” 40 km wędrówki. Na horyzoncie wystają szczyty Beskidu Morawsko-Śląskiego. Pogoda, widoki, pięknie!😍
















 Schodzimy do wsi Komora i przechodzimy przez Opawicę. Rzeka ta stanowi południową granicę Gór Opawskich, od tej pory będziemy już do końca w Jesenikach. Maszerujemy przez Holčovice będące jednocześnie połową naszej dzisiejszej trasy (30 km). Przed odnawianym właśnie kościołem pw. Niepokalanego Poczęcia NMP rozpoczynamy dość mozolne podejście najpierw przez zabudowania wsi, potem obok zakładu psychiatrycznego na Moravski kopec (782 m). Na parkingu pod szczytem organizatorzy przygotowali II punkt kontrolny z wodą i poczęstunkiem. Robimy tutaj dłuższy odpoczynek, jest też możliwość wejścia na pobliską drewnianą wieżę widokową „Na Skalce” z ładną panoramą. Podczas I edycji rajdu tędy nie szliśmy ponieważ wieży jeszcze nie było, a szlak z Komory biegł inaczej przez Sokoli Dul.

Zawalona niedawno stara remiza strażacka z dachem wykonanym z łupka wydobywanego w G. Opawskich 







 Po odpoczynku czas ruszyć dalej, teraz szlak wypłaszacza się i wychodzimy na widokowe łąki pokryte złotą trawą, potem wchodzimy na teren leśny, ale też widokowy i trawiasty bo las został wycięty. Przed nami ciągle Pradziad, za nami dobrze widoczne odległe o ponad 100 km szczyty Beskidu Morawsko-Śląskiego, ale jest też Beskid Śląski: Klimczok i Skrzyczne oraz Babia Góra (170 km) i Pilsko w Beskidzie Żywieckim! Widoczność jest dziś bardzo dobra! 😁 Później w rejonie szczytu Ostry wchodzimy w świerkowy las, mijamy kilka nigdy nie użytych w walce bunkrów czechosłowackich z lat 30. XX w. i bardzo stromo schodzimy do Vrbna pod Pradziadem, miejscami szlak jest bardzo zarośnięty, trudno znaleźć na niego wejście, stąd sporo uczestników schodzi w tym miejscu z trasy. W miasteczku robimy przerwę pod marketem.





Beskid Morawsko-Śląski: Travny, Lysa Hora i Smrk (100 km)

Beskid Morawsko-Śląski: Smrk (100 km), Kněhyně (97 km), Čertův mlýn (97 km) i Radhošť (94 km)

 Czupel, Klimczok (118 km), Babia Góra (164km), Skrzyczne (124 km) i Pilsko (149 km)







Ciemny las świerkowy, jeszcze kilka lat temu tak wyglądała większość trasy, dziś zamiast rzew jest trawa i widoki






 Następnie podążamy przez rynek, pośrodku którego stoi kościół św. Michała Archanioła z wnętrzem aktualnie w remoncie. Teraz maszerujemy dość monotonnym odcinkiem przez las niebieskim szlakiem trawersując Vysoką horę. Widok w dolinę rozpościera się jedynie ze skał z punktem widokowym. W końcu docieramy do Karlovej Studanki – miejscowości uzdrowiskowej założonej przez zakon Krzyżacki z piękną drewnianą zabudową. Odpoczynek robimy tutaj przy pijalni wody mineralnej zawierającą związki wodorowęglanowo-wapniowe, ze zwiększoną zawartością kwasu krzemowego z charakterystyczną wonią i gazem. Trzeba tutaj naładować akumulatory przed finałowym, najtrudniejszym podejściem.










 W końcu wkraczamy na żółty szlak Doliną Bilej Opavy. To najpiękniejszy fragment trasy, ale zarówno najtrudniejszy. Szlak wije się tutaj malowniczo pośród górskiego strumienia i wodospadów Bilej Opavy. Mając ponad 50 km w nogach gdy czuje się już zmęczenie pokonuje się liczne skały, drewniane mostki i drabiny. Mi jednak podejście idzie całkiem sprawnie i wyprzedzam kilku uczestników, na krótką przerwę przystaję przy schronisku Barborka.








 Teraz zostało już tylko 4 km po asfaltowej drodze wijącej się na szczyt. Podejście idzie nam całkiem sprawnie i wyprzedzilibyśmy jeszcze kilku uczestników, no ale przystawałem na zdjęcia :D W końcu o godz 18:44 po 60 km i 13 h 25 min wędrówki szczyt Pradziada jest mój!

Z siostrą! 




Do godziny 20:00 kolejni uczestnicy rajdu docierają na szczyt, w holu robi się coraz bardziej tłumnie. Po tej godzinie rozpoczyna się tradycyjne podsumowanie rajdu. Z racji jubileuszowego charakteru tegorocznej edycji ma bardziej rozbudowaną formę, a dla uczestników przygotowano sporo niespodzianek. Oprócz wręczenia certyfikatów każdy uczestnik dostaje koszulkę z logiem imprezy oraz album podsumowujący 10 lat historii rajdu. Jest także losowanie upominków. Statuetkę otrzymują goście honorowi rajdu – uczestnicy, którzy brali udział w pierwszej edycji imprezy w 2011 r. Nagradzani są także uczestnicy najmłodszy, najstarszy (roczniki od 1945! do 2000) i z najdalszej miejscowości.


Od organizatorów ja wraz z ojcem otrzymujemy także specjalny certyfikat uznania za uczestnictwo i przejście wszystkich dotychczasowych dziesięciu edycji rajdu nadający tytuł „Weteranów Rajdu Prudnik – Pradziad 😄




Podsumowanie rajdu kończymy tradycyjnym toastem szampanem. W tym roku na trasę wyruszyło 142 uczestników, 6 z nim nie udało się dotrzeć na metę. Po raz drugi (poprzednio w 2019 r.) odsetek osób przerywających wędrówkę był mały, w stosunku do poprzednich lat, a to znaczy, że ekipa po raz kolejny ma bardzo dobrą kondycję.😃

Zdobywcy 2021! (fot. Andrzej Dereń)

Po podsumowaniu pamiątkowa fotografia zdobywców Pradziada i ruszamy w dalszą drogę…. Jeszcze prawie 4 km, schodzimy do Ovcarny, skąd wracamy autobusami do Prudnika.


Jak to wszystko się zaczęło?
W 2011 r. Andrzej Dereń wpadł na pomysł by dokonać próby przejścia trasy po szlakach z Prudnika na szczyt Pradziada. Próbna impreza została wpisana w kalendarz imprez PTTK Prudnik pod roboczą nazwą Rajd Prudnik – Pradziad. Mała reklama wydarzenia w gazecie, plakacie na mieście i forach górskich i 13 sierpnia 2011 r. kameralna grupa 20 osób stawiła się o godz. 6:00 w prudnickim parku przy altanie. Po wskazówkach komandorów Andrzeja Derenia i Romana Gwoździa ruszyliśmy przecierać trasę, która biegła niemal identycznie jak tegoroczna (poza odcinkiem w okolicy Komory i Holcovic). Wtedy w gronie wędrowców byłem także ja wraz z ojcem. Miałem wówczas 13 lat, na koncie wcześniej już dwa marsze długodystansowe jednak ten był najtrudniejszy z dotychczasowych i wiedziałem, że może nie udać się skończyć rajdu. Pamiętam, że na początku szło mi się bardzo dobrze, a duże wrażenie zrobił na mnie masyw Solnej Hory, wtedy dla mnie zupełnie tajemniczy (tak blisko domu a zupełnie nieznany), porośnięty ciemnym lasem świerkowym. Kryzys pojawił się około 40 km na odcinku między Vrbnem pod Pradziadem a Karlovą Studanką (do dziś nie lubię tego odcinka trasy!😂) Wtedy też trochę popadało, i kilka razy pogrzmiało. Odcinek z Karlovej Studanki Doliną Opavy już po rozpogodzeniu poszedł całkiem dobrze choć powoli i tak po raz pierwszy udało się stanąć na szczycie Pradziada wędrując z Prudnika! Wtedy rajd ukończyło łącznie 18 osób. Okazało się, że da się wędrować szlakami górskimi z Prudnika na Pradziada pokonując dystans około 60 km w ciągu jednego dnia i to nie ciągle tą samą trasą! Bo od tego czasu aby nie było nudno organizator każdego roku zmienia przebieg trasy i wyszukuje odcinki szlaków, którymi uczestnicy rajdu jeszcze nie wędrowali. Tak zaczęła się historia Rajdu Prudnik - Pradziad!
Parę fotek z I edycji - fot. Andrzej Dereń. 
Grupa na starcie pod altaną







Ze swojego archiwum: Ja podczas wędrówki na Pradziada na I edycji w Dolinie Bilej Opavy 😅



Zdobywcy I Rajdu Prudnik - Pradziad

Ci sami zdobywcy (choć w mniejszym gronie) 10 lat później...

Relacja organizatora z pierwszej edycji. 

I tak w 2012 r. II edycja wędrowaliśmy na trasie: Prudnik – Biskupia Kopa – Vetrna - Heřmanovice – Vrbno pod Pradziadem – Karlova Studánka – Pradziad. Liczba uczestników: 38, (na metę dotarło 24)

W 2013 r. III edycja to trasa: Prudnik – Solna Hora – Kutny Vrch – Heřmanovice – Kobeřtejn – Pasmo Orlika – Béla – Vysoký vodopad – Svyčarna – Pradziad. Liczba uczestników: 42 (na metę dotarło 33)

W 2014 r. IV edycja to trasa: Prudnik – Jindřichov – Solna Hora – Kutny Vrch – Heřmanovice – Vrbno pod Pradziadem – Karlová Studanka – Pradziad. Ilość uczestników: 67 (na metę dotarło 45)

W 2015 r. V edycja trasa: Prudnik – Jíndřichov – Solna Hora – Holčovice – Wieża na Skalce – Vrbno pod Pradziadem – Vidlý – Dolina Střední Opavy – Mały Dziad – Svýčarna – Pradziad. Ilość uczestników: 63 (na metę dotarło 49)
Wtedy wykręciłem najlepszy czas na trasie: 60 km w 11 h 7 min.

W 2016 r. VI edycja trasa: Prudnik – Wieszczyna – Las Rosenau – Biskupia Kopa – Vetrna – Heřmanovice – Vrbno pod Pradziadem – Karlová Studanka – Pradziad. Ilość uczestników: 126 (na metę dotarło 101)

W 2017 r. VII edycja to trasa: Prudnik – Wieszczyna – Pokrzywna – Olszak – Zlate Hory – Přičny Vrch – Horní Ůdolí – Kobeřtejn – Pasmo Orlika – Mały Dziad – Svýčarna – Pradziad. Ilość uczestników: 129 (na metę dotarło 113)

W 2018 r. VIII edycja to trasa: Prudnik – Jíndřichov – Kraví Hora – Solna Hora – Komorski Potok – Holčovice – Wieża na Skalce – Vrbno pod Pradziadem – Anenska myslivina – Karlová Studanka – Pradziad. Liczba uczestników: 129 (na metę dotarło 105)

W 2019 r. IX edycja to trasa: Prudnik – Wieszczyna – Pokrzywna – Gwarkowa Perć – Jarnołtówek – Zl;ate Hory – Zlatorudne Młyny – Rejviz – Kazatelny – Pasmo Orlika – Bela pod Pradziadem – Vysoki Vodospad – Svýčarna – Pradziad. Liczba uczestników: 139 (na metę dotarło 129)

W 2020 r. impreza nie odbyła się z powodu obostrzeń pandemicznych. Mimo to w niewielkim gronie znajomych tradycyjnie ruszyliśmy z Prudnika na Pradziada przez Jarnołtówek, Biskupią Kopę, Koberstejn, Pasmo Orlika i Małego Dziada.

W 2021 r X edycja…. macie wyżej w poście 😂

To już ponad 10 lat wędrówek na szczyt Pradziada z Prudnika. Od 2011 r. jestem z tym wydarzeniem każdego roku, dorastałem z nim, za każdym razem jest trochę inaczej. Bo choć start i meta ciągle jest w tym samym miejscu to trasa, zmieniający się krajobraz, pogoda, towarzysze wędrówki i rozmowy ciągle są inne!😍 Na przestrzeni lat impreza z kameralnego charakteru przerodziła się w coraz bardziej znaną markę, do tego stopnia, że organizatorzy musieli wprowadzić limit uczestników. Tegoroczna edycja została zorganizowana perfekcyjnie, oprócz niespodzianek dla uczestników była również okazja powspominać poprzednie edycje. Dopisała także pogoda, cały dzień słońce, lekki wiatr, ciepło, ale nie gorąco i widoki aż po szczyty Beskidów!  Na stale udało się połączyć Prudnik z Pradziadem. Dzięki! 😊
Organizatorami rajdu są PTTK Odział Sudetów Wschodnich w Prudniku oraz Tygodnik Prudnicki. W tym roku dodatkowo w akcję włączył się Euroregion Pradziad, rajd był dofinansowany ze środków unijnych. Portal „Góry Opawskie” nad wydarzeniem sprawuje patronat medialny.


PEŁNA GALERIA FOTOGRAFII TYGODNIKA PRUDNICKIEGO: 

PEŁNA GALERIA ZDJĘĆ EUROREGIONU PRADZIAD - LINK

MOJA PEŁNA GALERIA FOTOGRAFII: LINK

CZASY PRZEJŚĆ UCZESTNIKÓW I STATYSTYKA NA STRONIE ORGANIZATORA X RAJDU: LINK 

WSZYSTKIE MOJE RELACJE Z POPRZEDNICH EDYCJI RAJDU (od 2014 r.) ZNAJDZIECIE TUTAJ: LINK

Do zobaczenia! 

9 komentarzy:

  1. Gratulacje, że udało Ci się być i przejść wszystkie edycje Rajdu, bo to też pewnego rodzaju trudność.

    Szlak Doliną Bilej Opavy zrobił na mnie duże wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :) Dla mnie to stała pozycja w kalendarzu wypraw górskich.
      Szlak Doliną Bilej Opavy jest piękny, polecam go przejść, choć czasem bywa tam trochę tłoczno ;)

      Usuń
  2. Niemożliwe, opawski1 szedł w "straży tylnej" rajdu. Coś niebywałego! :D

    "W tym roku na trasę wyruszyło 142 uczestników, 6 z nim nie udało się dotrzeć na metę. Po raz drugi (poprzednio w 2019 r.) odsetek osób przerywających wędrówkę był mały, w stosunku do poprzednich lat, a to znaczy, że ekipa po raz kolejny ma bardzo dobrą kondycję".
    A może coraz więcej osób ma świadomość na co się porywa ruszając w 60-kilometrowy marsz przez góry? ;) Widzę też, że organizator podszedł liberalnie do normy czasowej (15 h), skoro zaliczył rajd także 31 osobom, które przekroczyły ten limit ;) No i najwyraźniej co poniektórzy zapisani na rajd się wykruszyli, bo z listy po zapisach wynikało, że uczestników miało być ponad 160.

    "13 sierpnia 2011 r. kameralna grupa 20 osób stawiła się o godz. 6:00 w prudnickim parku przy altanie".
    A na zdjęciu pod altaną można się doliczyć 21 osób ;)

    Fajnie, że pogoda Wam dopisała, niemniej nie żałuję, że się nie wybrałem. Wśród uczestników z I edycji zabrakło na obecnej tych, z którymi łączą się moje najtrwalsze wspomnienia z tej imprezy. Nie oddałbym też swojego wciąż niespłaconego długu Dadze (Kofola w Vrbnie), gdyż i jej zabrakło. Na zdjęciu ze szczytu widać 10 "kombatantów" (z 12 zapowiedzianych). Oczywiście organizatora cieszy na pewno fakt, że impreza tak się przez lata rozrosła, że stała się popularna itd. Jednakże osobiście wolę, by w mojej pamięci pozostał tamten pierwszy, kameralny marsz i to poczucie, że robiliśmy wtedy coś, czego wcześniej nie próbowano.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Niemożliwe, opawski1 szedł w "straży tylnej" rajdu. Coś niebywałego!"

      Nie tak w straży tylnej, bo na liście czasów byliśmy w pierwszej połowie. 😜 Tyle tylko, że wyszliśmy jako jedni z ostatnich, ale sporo osób dogoniliśmy. ;)


      "A może coraz więcej osób ma świadomość na co się porywa ruszając w 60-kilometrowy marsz przez góry? ;) Widzę też, że organizator podszedł liberalnie do normy czasowej (15 h), skoro zaliczył rajd także 31 osobom, które przekroczyły ten limit ;)"

      Pewnie tak, ale to dobrze, że ludzie są świadomi na co się porywają. W historii tej imprezy w sumie zawsze tak było, że kto doszedł na szczyt Pradziada ukończył rajd, byłoby to niesprawiedliwe gdyby Ci spóźnieni nie zaliczyli i nie dostali nawet dyplomu., a to oni zazwyczaj najbardziej walczą z przeciwnościami (zmęczeniem) na trasie. Wszak to nie jest wydarzenie sportowe tylko turystyczne. Limit 15 h ma bardziej praktyczne zastosowanie, organizator kilka lat temu umożliwił start już od 4:30, chodzi o to, żeby nie czekać na kogoś w nieskończoność bo po oficjalnym zakończeniu o godz. 21 schodzimy na autobus.


      "No i najwyraźniej co poniektórzy zapisani na rajd się wykruszyli, bo z listy po zapisach wynikało, że uczestników miało być ponad 160."

      Tak aż około 30 osób z zapisanych nie pojawiła się na starcie... w rajdzie miała brać udział też grupa Czechów, ich także nie było.

      "A na zdjęciu pod altaną można się doliczyć 21 osób ;)"

      Bo 1 osoba (Pan w okularach z tył po lewej), tylko pozował do zdjęcia i nie wyruszył na trasę. 😉


      Bez pogody, ta edycja rajdu na pewno nie byłaby tak udana. Niektórzy z I edycji przestali brać już udział w tego typu rajdach, wspomnianą Dagę nie widziałem potem już chyba na żadnej imprezie tego typu. Mimo to miło było spotkać osoby, które brały udział w rajdzie 10 lat temu i pojawiły się tydzień temu znów pokonać trasę, niektórych nie widziałem aż tyle, innych nie widziałem kilka lat. A co do liczby "kombatantów" to było ich 12 tyle, że jeden niestety nie dotarł do mety, drugi był na mecie, tylko nie wiem czemu nie znalazł się na tym zdjęciu 😉
      Stety niestety kameralność tego rajdu już upadła, choć nadal jego forma niemal się nie zmieniła i warto znów wziąć udział 😊 Na pewno nie jest to już coś czego wcześniej nie robiliśmy dlatego pierwsza edycja miała wymiar szczególny, bo z Prudnika na Pradziada łazimy od 10 lat. 😝
      W głowie mam jeszcze pewien pomysł, którego nikt wcześniej jeszcze nie zrobił, kto wie, może za jakiś czas i ja przerodzę go w wydarzenie... 😉

      Usuń
  3. "Nie tak w straży tylnej, bo na liście czasów byliśmy w pierwszej połowie. 😜 Tyle tylko, że wyszliśmy jako jedni z ostatnich, ale sporo osób dogoniliśmy. ;)"
    To był słuszny chwyt psychologiczny, bo lepiej ścigać niż być ściganym, a każde wyprzedzenie kolejnej osoby podnosi morale. Przynajmniej ja tak miałem na Przejściu Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej ;)

    "W historii tej imprezy w sumie zawsze tak było, że kto doszedł na szczyt Pradziada ukończył rajd, byłoby to niesprawiedliwe gdyby Ci spóźnieni nie zaliczyli i nie dostali nawet dyplomu., a to oni zazwyczaj najbardziej walczą z przeciwnościami (zmęczeniem) na trasie. Wszak to nie jest wydarzenie sportowe tylko turystyczne. Limit 15 h ma bardziej praktyczne zastosowanie, organizator kilka lat temu umożliwił start już od 4:30, chodzi o to, żeby nie czekać na kogoś w nieskończoność bo po oficjalnym zakończeniu o godz. 21 schodzimy na autobus."
    Odwołam się tu do wspomnianego wyżej PDKJ. To też nie jest impreza sportowa (nie ma klasyfikacji wg czasu ani nagród za pierwsze miejsca, a każdy, kto się zmieści w limicie czasu, dostaje dyplom), ale tego czasowego limitu pilnują jak Niemcy ;) Także doceniam dobrą wolę organizatora RPP w tym zakresie :-) Btw, wybierasz się kiedyś na Przejście Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej? :-)

    Co do zdjęcia pod altaną z 2011 r., to oczywiście pamiętam, skąd ta nadliczbowa osoba (tak Cię tylko podpuściłem z tym pytaniem ;)). Przybyłem wtedy na zbiórkę jako pierwszy i z tym panem chwilę pogadałem.

    "Niektórzy z I edycji przestali brać już udział w tego typu rajdach, wspomnianą Dagę nie widziałem potem już chyba na żadnej imprezie tego typu." Np. cezaryol? Daga miesiąc po I rajdzie Prudnik-Pradziad była na IX Prudnickim Maratonie Pieszym, ale nie na trasie jesenickiej 50 km, lecz na czeskiej (21 km) - pamiętam ją z galerii zdjęć zamieszczonych po imprezie.

    "W głowie mam jeszcze pewien pomysł, którego nikt wcześniej jeszcze nie zrobił, kto wie, może za jakiś czas i ja przerodzę go w wydarzenie... 😉"
    Czekamy zatem, aż "słowo stanie się ciałem" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przejście Kotliny to już bardzo komercyjna impreza, można powiedzieć już zawody, handel pakietami zaczyna się dzień po oficjalnych zapisach. Dlatego wszystko musi być "profesjonalne" i jakby komuś zaliczyli po czasie to byłoby wielkie ale dlaczego!? ;) Na Rajdzie Prudnik- Pradziad tak sztywno nie musi być, liczy się walka do samego końca :P
      A czy się wybieram na wspomniane Przejście DKJ? Raczej nie, uważam, że to już dla mnie za dużo, kilka lat temu 3 razy brałem udział w Setce z HAKiem - 100 km w 24 h ukończyłem za każdym razem, ale miałem dość i stwierdziłem, że to maks co mogę przejść (choć u mnie przyjemność kończy się po 80 km :P). Raz byłem zapisany na Połówkę Przejścia, ale sprzedałem pakiet kilka dni przed i pojechałem na spokojnie połazić po górach w inne miejsce 😉

      A co do cezaryol kiedyś często z nim wędrowałem, jeździliśmy razem, pisał na forach górskich, pojawiał się na rajdach pieszych. Teraz jakoś na forach przestał pisać,, na rajdach też jest bardzo rzadko, ale czasem gdzieś się pojawi, ostatnio widziałem go bodajże 2 lata temu. Choć widzę, że po górach chodzi nadal (ślady GPS na portalu Strava :P ).

      Usuń
  4. Sama ilość kilometrów do pokonania, do tego w takim czasie powoduje u mnie niezmiernie podziw do Waszych startów.
    Te połoniny coraz bardziej mnie kuszą, choć nie ukrywam, że Twoje relację powodują u mnie syndrom, jak z Beskidem Śląskim, niby go znam, więc po co w niego jechać? A potem się zachwycam. Po Twoich relacjach, mam to samo, po co tam jechać, jak Opawski co chwila wrzuca relację? ;)
    Gratulację kolejny raz (jak dla mnie) wyczynu, dotarcia do mety! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! 😊 Rajd Prudnik - Pradziad to już impreza dla mnie kultowa, stały element w kalendarzu wędrówek. 😁
      "Połoniny" są piękne, to duży plus masowych wycinek, w sumie jedyny. Najładniej robi się w drugiej połowie lata, gdy trawy stają się żółte. Mimo, że możesz oglądać na relacjach to polecam zobaczyć na własne oczy, natura się zmienia i "połoniny" powoli zaczynają znikać w rejonie Biskupiej Kopy bo rosną już młode drzewa. Teraz najładniej jest w rejonie Solnej Hory. Uważam jednak, że Beskid Śląski ma nieco inny krajobraz, ale każdy ma inne skojarzenia. 😉

      Usuń
    2. Ze Śląskim, chodziło mi bardziej, że niby go znam i nie jest (a raczej nie był, bo to się ostatnio zmienia), pierwszym wyborem. Tak też Opawskie wydaje mi się, że są małe, znam je z Twoich relacji, więc patrząc w stronę Sudetów, też nie są pierwszym wyborem. Bo nie o podobieństwo w krajobrazie mi chodziło, choć rejon między Małym Skrzycznem a Baranią, też z grubsza zrobił się połoninowaty.

      Usuń

Copyright © Góry Opawskie , Blogger