Późnojesienny Beskid Mały z plecakiem ponad chmurami (2): Potrójna i Gibasówka

Dzień 2 
Beskid Mały: Gibasówka - Potrójna - Kocierz Rychwałdzki - Łysina - Gibasówka 

Dzień 1: LINK 
Jeśli sypiam gdzieś w górach w miejscu gdzie jest szansa zobaczyć wschód słońca to zawsze wychodzę na zewnątrz żeby go zobaczyć. Nie inaczej będzie dziś, tym bardziej, że listopadowe wschody są już stosunkowo późne. Z chatki na polanę Gibasy wychodzę po godzinie 6, gdy horyzont jest już czerwony. Polana ta oferuje piękną panoramę w kierunku południowym i południowo wschodnim, zatem o tej porze roku na pewno będzie widać wschodzące słoneczko. Na dworze jest mroźno, trawa pokryła się białym szronem, horyzont coraz bardziej czerwony, góry z dominującą w krajobrazie Babią Górą przybierają barwę granatu. W dolinach nadal morze chmur… Jest pięknie! 😍














 Na poręczy platformy widokowej ustawiam telefon i robię prowizoryczny statyw z resztek desek, on nagrywa timelapsa i płynące morze chmur. Ja kręcę się z aparatem po okolicy i podziwiam zmieniające się barwy od czerwieni do pomarańczu na niebie. W końcu czerwona tarcza wygląda zza szczytu Policy a ciepłe promienie słońca zaczynają oświetlać okolicę. Morze chmur przybiera pomarańczową barwę. Kręcę się robię zdjęcia podziwiam widoczki, jest pięknie!














 Później wracam zmarznięty do nagrzanej rozpalonym picem chaty i czas na śniadanie. Po śniadaniu w planie mam zrobić dziś 20 km pętelkę, pierwotnie samotnie, jednak gdy rzucam ekipie z chaty propozycję okazuje się że w trasę, a przynajmniej na jej część ruszymy większą ekipą. Wymieniam jeszcze SMS z Basią (vidraru), która miała dziś dotrzeć na chatę i ruszyć ze mną, ostatecznie będzie jednak później. Na trasę ruszamy jakoś o 9:30 zielonym szlakiem w kierunku Wielkiego Gibasowego Gronia. Dopisuje pogoda, świeci słoneczko, w dolinach gruba warstwa chmur, a w zacienionych miejscach trawa pokryta białym szronem.



 Tak docieramy do Rozdroża pod Łamaną Skałą (Anula), tutaj łączymy się z Małym Szlakiem Beskidzkim (którego w całości miałem okazję pokonać w 2019 roku). Od tego miejsca spotykamy już więcej ludzi na szlaku, dość szybko osiągamy wierzchołek Łamanej Skały (929 m), będący drugim co do wysokości szczytem w B. Małym. Podążamy dalej, mijamy wyciąg narciarski Czarny Groń, powstał tutaj jakiś nowy punkt gastronomiczny (dziś zamknięty).



Decydujemy się odbić do Chatki pod Potrójną, co by odpocząć i posiedzieć trochę w chacie. Chatka pod Potrójną jest schroniskiem studenckim w starej beskidzkiej drewnianej chałupie z 1911 r. Od 1974 r. należała do Akademii Ekonomicznej w Katowicach, dziś jest własnością prywatną. Chatka nie jest typowym schroniskiem górskim, na dole jest jadalnia z kominkiem, gitarą i pianinem. Na ścianach chatki wisi wiele obrazków, zdjęć i rozmaitych tablic i znaków z różnych miejsc. Wystrój jest więc ciekawy. W ostatnich latach w chatce jednak zaszły niekorzystne zmiany, ogólnodostępna kuchnia, która jest sercem tego typu obiektów została zamknięta dla turystów i dziś wstęp ma tam tylko obsługa. Mam wrażenie, że w tym czasie w chatce i w jej otoczeniu przybyło gratów. Ostatni pobyt w chatce, gdy spałem tu w czerwcu 2021 roku wspominam bardzo dobrze, wtedy kuchnia była jednak otwarta. Dziś nie wiem, czy zdecydowałbym się ponownie na nocleg w tym miejscu. Na sali jednak siedzi się bardzo przyjemnie, bierzemy po kawałku sernika, jest bardzo dobry. Tak mija nam dobra godzinka.




 Po wyjściu z chaty żegnamy się z dwójką kompanów, którzy schodzą już do auta, a my wspinamy się na szczyt Potrójnej. Góra mimo nazwy ma dwa wierzchołki jest więc podwójną, a nazwa wzięła się od pomyłki geografów, którzy nazwę przysiółka Potrójna przenieśli na szczyt wcześniej nazywany Czarnym Groniem. Wierzchołek góry jest bezleśny i pokryty halą, roztacza się więc stąd piękny widok. Dziś doliny przykryte są warstwą chmur, mamy więc morze i wyspy. Doskonale widać Babią Górę i inne szczyty Beskidu Żywieckiego, Są też granie Tatr, a na horyzoncie także Beskid Wyspowy. Z drugiej strony ponad mgłami wystaje Skrzyczne, jest też Beskid Morawsko-Śląski. Widoczność z pewnością sięgałby dziś może i nawet Sudetów Gór Opawskich czy Jeseników, jednak w tamtą stronę widok przysłaniają drzewa. Przysiadam na chwilę na zbrązowiałych już trawach hali, w słoneczku jest bardzo ciepło… Pięknie!😁 
























Ruszamy dalej czerwonym szlakiem schodzimy z Potrójnej i maszerujemy w kierunku Przełęczy Kocierskiej. Wraz z utratą wysokości zbliżamy się do strefy chmur, po chwili wkraczamy we mgłę. Temperatura od razu spada o kilka stopni, czuć wilgoć. Jednak las ogarnia piękna walka słońca z mgłą. Pomiędzy drzewami przez mgłę przebijają się promienie słońca. Tworzy to piękne lasery. Jest klimacik tajemniczości, pięknie to wygląda! 😍

















 Część ekipy w pewnym momencie odbija i schodzi już do auta. Ja zostaję już tylko z jedną dziewczyną, która tak samo jak ja planuje drugi nocleg w Gibasówce. Początkowo chciałem iść przez Przełęcz Kocierską, jednak decydujemy się na skrót, bezszlakowo schodzimy przez urokliwą polankę Karczówka do Kocierza Rychwałdzkiego. Na dole w dolinie czuć jeszcze większe zimno, mgła jednak już tutaj się rozeszła, została tylko szadź na drzewach.





 Jak zeszliśmy do doliny to teraz trzeba z nich wyjść. Wchodzimy na zielony szlak i rozpoczynamy strome podejście, szybko się rozgrzewamy, wchodzimy ponownie w strefę mgły. Tak zdobywamy Łysinę, w pobliżu stoi mała wieża widokowa, jednak z racji mgły i braku widoczności odpuszczamy ją i kierujemy się już w kierunku Polany Gibasy. Ciągle we mgle, brązowym już lesie, mijamy kilka wzniesień tj. Nad Płonne, Kucówki, co jakiś czas pokazuje się jakaś mała polanka. W pewnym momencie mgła się rozchodzi, a przez drzewa dostrzegamy zachodzące słońce. Dzień się skończył, ale niebo na horyzoncie jeszcze długo pozostanie czerwone…








 Tak schodzimy do Gibasówki, gdzie kończę wędrówkę. Wieczór na chacie mija podobnie do wczorajszego na rozmowach i siedzeniu w kuchni do późnych godzin. Ekipa jest inna, mniejsza, udaje się w końcu spotkać też z Basią vidaruu. Późnym wieczorem wymykam się na chwilę z chaty porobić kilka nocnych zdjęć. Gwiaździste niebo z miliardem gwiazd wygląda pięknie. Robię parę zdjęć, ale nie mam statywu, więc kombinuje i ustawiam aparat na czym się da. Mgły w dolinach jakby zaczynają zanikać…



Kolejny dzień rozpoczynam ponownie wchodem słońca. Tym razem z Basią wychodzimy przed chatę gdy niebo już się czerwieni. Widoki te same, Babia, Pilsko, doliny… ale inaczej, zniknęły mgły, zniknęło morze chmur w dolinach. Choć wschód słońca piękny sam w sobie… nie jest taki magiczny jak wczoraj. 


















Wracamy do chaty, mamy jeszcze sporo czasu. Tradycyjne pogaduchy ze Staszkiem, rytuały śniadaniowe, leci. Czas jednak płynie… i te beztroskie nic nie robienie trzeba zakończyć. Trzeba spakować plecak i opuść chatę. Gibasówkę żegnamy jakoś po 11, Staszek pokazuje nam swoje ścieżki do Ślemienia i to nimi schodzimy na busa do centrum. Etap wędrówki górskiej zakończony, teraz powrót. Busem do Żywca, tam mamy dłuższą przesiadkę to wstępujemy do pizzerii naprzeciw dworca na coś złocistego.





Gdy przychodzi godzina odjazdu wsiadamy w pociąg na Katowice, Basia wysiada w Bielsku, a ja jadę dalej. W Katwicach przesiadka na pociąg TLK Sudety bezpośrednio do mnie, ale.. nie wiem czy pojadę. Internet mi biletu nie sprzeda, kasa biletowa w Żywcu mi nie sprzeda, kasa w Katowicach też nie… bo przewoźnik zablokował… I nie dlatego, że brak miejsc w pociągu, ale przez zamieszanie z taborem, bo bilety sprzedawali na inny układ miejsc niż faktycznie jechał… Tak więc gdy pociąg zjawia się na peronie w mojej sytuacji jest kilkadziesiąt osób, wsiadać jedziemy, bilety sprzedam potem. Bilet sprzedał dwie stacje później, ale dojechałem i nawet punktualnie. W Prudniku po wyjściu z pociągu gęsta mgła, to wyjąłem aparat, co by strzelić kilka fotek! Wyprawa zakończona!





W trakcie tej długoweekendowej wyprawy nie przeszedłem za wiele, bo w ciągu 3 dni zaledwie ok. 35 km. Wróciłem w znane mi miejsca Beskidu Małego i odwiedziłem coś nowego. Przede wszystkim chciałem zanocować w Gibasówce i to się udało, miejsce bardzo mi się spodobało i z pewnością wrócę tam na nockę. No i podobno listopad jest szary, brzydki … wcale nie! Przez 3 dni miałem pogodę żyleta, morze chmur, piękne widoki, a i nawet trochę jesiennych kolorów.

MAPA: 

TIMELAPSE:

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś wesprzeć działalność portalu postaw mi symboliczną kawę!😊
Postaw mi kawę na buycoffee.to

5 komentarzy:

  1. Świetny pierwszy wschód słońca-to morze chmur...w sumie kurka, muszę pomyśleć o jakimś wyjściu na weekend w listopadzie.
    Dzięki za podpowiedź - a i fajnie, że się z Baśką spotkaliście!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten weekend pogodowo była petarda! 😄
      A Gibasówka to świetne miejsce.
      Z Basią nie widziałem się kilka lat, ale w końcu się udało. Kontaktowałem się wtedy też z Wiolą, jakby była, to byłby już mały zlot GBG 😉

      Usuń
    2. W sumie jakby co to dawaj znaka następnym razem, nie obiecuje ale nuż...

      Usuń
  2. Ostatniego dnia mgły rzeczywiście już zanikały w górach, co też mnie trochę rozczarowało. Ale mimo wszystko, to był piękny długi weekend listopadowy :)

    Widoki z miejsca "walki" mgły ze słońcem zawsze zachwycają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 dni była petarda, więc trzeciego, jak zanikły nie było tragedii 😅
      Przejście między słońcem, a mgłą było zjawiskowe 😁

      Usuń

Copyright © Góry Opawskie , Blogger