Jesienny Beskid Śląski i Żywiecki z plecakiem (1): Trzy Kopce Wiślańskie, Barania Góra i Chatka Pietraszonka

Jesienny Beskid Śląski i Żywiecki z plecakiem 
Dzień 1: Wisła - Trzy Kopce Wiślańskie - Malinowska Skała - Barania Góra - Przysłop pod Baranią Górą - Chatka studencka Pietraszonka
13-15 października 2023

Głównym sprawcą tej wyprawy był VII Zlot forum „Góry bez granic”, który zaplanowano na ten weekend już kilka miesięcy wcześniej. Jako, że zadeklarowałem się, że będę trzeba było tam jakoś dotrzeć. Wymyśliłem więc, że w góry ruszę już dzień wcześniej bo w piątek o poranku, a z ekipą forumową spotkam się dopiero w sobotę wieczorem. Zacząłem więc myśleć nad trasą, chciałem przejść coś nowego, tam gdzie mnie jeszcze nie widzieli. Z racji, że w Beskidy zawsze docieram pociągiem, sporo szlaków w Śląskim i Żywieckim już przeszedłem, możliwości na nowości kończą się… W czwartek wieczorem już wiem co i jak. Pakuję plecak, który wcześniej trzeba było naprawić po trudach GSB i ruszam. Znów włóczęga z plecakiem po półtorej miesiąca przerwy, znów ta wolność, góry plecak, widoki i ja, na to czekałem.😍 W odróżnieniu od Głównego Szlaku Beskidzkiego to wyprawa samotna i znacznie bardziej spokojna z dużą ilością czasu na lenistwo, widoczki, foteczki, pogaduszki i piwka po drodze.😅

Ruszam o 4:30 pociągiem z prudnickiej stacji znaną kombinacją przesiadkową w Kędzierzynie, Gliwicach i Katowicach. W tym ostatnim mieście przesiadka jest na tyle długa, że zawsze wyskakuje po świeże bułki do „mojej” piekarni, którymi wraz z kawą zajadam się potem w pociągu. Tuż po 9 koniec jednak tego lenistwa, bo wysiadam na stacji Wisła Uzdrowisko. Wielokrotnie byłem w Wiśle, zawsze jednak przejazdem siedząc w pociągu, nigdy jakoś nie było okazji przejść się przez część uzdrowiskową tej miejscowości. Czas to zmienić!😁




Zarzucam plecak i swoje kroki kieruję pod nieodległy Pałacyk Myśliwski Habsburgów. Drewniany budynek pochodzi z 1898 r. i zbudował go arcyksiążę austriacki Fryderyk Habsburg na polanie Przysłop pod Baranią Górą, która była ulubionym miejscem polowań Habsburgów. Obiekt w stylu tyrolskim następnie stał się schroniskiem PTT, podczas II wojny ośrodkiem sportów zimowych niemieckiej organizacji z Cieszyna, a następnie schroniskiem PTTK. W latach 70. XX w. zdecydowano o budowie nowego wielkiego schroniska, a pałacyk zaczął popadać w ruinę. W 1985 r. staraniem Towarzystwa Miłośników Wisły przeniesiono zabytkowy dom do miasta, wyremontowano i obecnie mieści się nim siedziba wiślańskiego PTTK.


Teraz kieruję się do centrum uzdrowiska na deptak, znajduję sklep i robię w nim zakupy, upycham plecak do granic możliwości, bo następny sklep dopiero jutro popołudniu w Zwardoniu. Teraz jest wystarczająco ciężki, jak na GSB, można wędrować!😂 Idę przez wiślański deptak, wstępuję do kościoła ewangelickiego św. Piotra i Pawła. Świątynia została wzniesiona w latach 1833–1838 w stylu klasycystycznym. Wnętrze jest trójnawowe z dwu-kondygnacyjnymi emporami, w bieli ze skromnym wystrojem. W kościele akurat jest grupa z przewodnikiem, który opowiada, że organy zostały złożone z piszczałek pochodzących z dolnośląskich kościołów ewangelickich. Później w internecie doczytuję, że wiślańskie organy pochodzą z kościoła w dolnośląskim Mirsku, świątynia ta po pożarze jest obecnie ruiną. Wisła jest także unikatowym miastem w Polsce, ponieważ skupia największą liczbę luteranów, którzy stanowią połowę mieszkańców miasta i są liczniejsi niż katolicy.










Ale dobra idziemy… bo minęło półtorej godziny od przyjazdu pociągu, a ja dalej siedzę w Wiśle.😂 Wybieram szlak żółty, przekraczam rzekę Wisłę i rozpoczynam wspinaczkę. Jest cieplutko, połowa października, a ja w krótkim rękawie. Wspinam się, co jakiś czas przystaję i oglądam widoczki, ładnie widać dolinę i przeciwległe masywy, powoli wkraczają też barwy jesieni, jednak jak na połowę października bardzo niemrawo.









Najpierw Kamienny a potem wychodzę na Trzy Kopce Wiślańskie. Oczywiście zatrzymuję się na polanie z ładną panoramką, widać np. nieodległą Halę Jaworową, Skrzyczne skryło się w chmurach. 













Stąd blisko już do Telesforówki, czyli prywatnego obiektu górskiego. Jak podają na swojej stronie obiekt składa się z dwóch budynków starego, który istnieje od 1994 r. i nowego od 2018 r. Przed obiektem wita mnie stary „garbus”, który na zawsze zaparkował tu pewnie dawno temu. Postanawiam tu chwilę odpocząć. Wchodzę do środka, jako, że jedzenia i piwa mam dużo na sobie, to nie zamawiam. Biorę jedynie lemoniadę, którą wypijam przy stoliku na zewnątrz. Nie pamiętam już z czego była, ale smakowała! Wokół kręci się kot z nadzieją na jedzenie… Nie dam mu, zresztą, na terenie nie można spożywać swojego prowiantu, o czym informują kartki przyczepione gdzie się da. Nie wiem dlaczego idąc tu spodziewałem się bardziej klimatu coś ala chatki studenckiej, tymczasem to bardziej prywatne agro. 😉











Lemoniady popiłem, wygłaskałem kota, odpocząłem to czas ruszać… bo dopadło mnie dziś lenistwo na trasie. 😅Idę więc dalej żółtym szlakiem, najpierw łąka, potem las, barwy jesieni powoli malują już drzewa. Podejście, pokonanie przeszkody w postaci wysokiego płotu drogowego i jestem na Przełęczy Salmopolskiej.








Wkraczam w popularną część B. Śląskiego, zmieniam kolor szlaku na czerwony i wspinam się na Malinów, od razu w ciągu chwili spotykam więcej ludzi już jak dotąd przez resztę trasy. Kawałek dalej odbijam do Jaskimi Malinowskiej. Do jej wnętrza prowadzi otwór, którym po drabinie schodzi się pod ziemię. Składa się z kilku korytarzy i sal, o łącznej długości około 250 m. Znana jest już od XV w., chronić się i odprawiać nabożeństwa mieli w niej husyci, a w kolejnych wiekach zbójnicy Ondraszka. Jaskinia jest ogólnodostępna, można ją zwiedzać bez specjalnego sprzętu. Jestem tu drugi raz i teraz postanawiam, że zejdę nieco zobaczyć wnętrze, schodzę do podziemia po drabinie. Potem są klamry, kilka z nich pokonuję, ale nie idę do końca jaskini. Ślisko, ciasno, ciemno, jestem sam, rzeczy zostały na górze, jakoś nie przepadam za jaskiniami więc się wycofuje. Potem przed jaskinią urządzam sobie dłuższy popas na małe co nieco.








Szlak dalej prowadzi mnie na grzbiet, ścieżką rwie woda, idzie się jak po strumieni, więcej jest też jesiennych kolorów. Tak docieram na Malinowską Skałę (1152 m), jestem tu po raz trzeci i znów mam problem z sfotografowaniem skały bez ludzi. W końcu więc odpuszczam, bo ktoś urządził sobie piknik, ja skupiam się na widokach stąd, bo panoramka jest ciekawa. Spojrzeć można stąd w Kotlinę Żywiecką, Beskid Mały i Beskid Żywiecki, Babia Góra chowa się w chmurach. Spędzam tu chwilkę czasu na fotki i widoczki.




















Dalej ruszam zielonym szlakiem grzbietowym w kierunku Baraniej, tym odcinkiem nie miałem okazji jeszcze iść. Zdobywam Zielony Kopiec (1152 m), ciągle są widoczki, kolory jesieni, pożółkłe trawy, przede mną Barania jednak chowa się we mgle. Podkręcam tempo, dalej mijam pomniczek (miejsce czyjejś śmierci w 2017 r.?) i wchodzę na Magurkę Wiślańską. Zielony szlak łączy się tu z czerwonym GSB, wędrowałem tędy niemal 2 miesiące wcześniej, wtedy było strasznie upalnie, dziś właśnie wyciągam tu kolejną bluzę z plecaka 😉










Powoli teraz wchodzę w strefę mgły, miesza się ona ze słońcem. Pnę się na Baranią Górę, szlak zmienił nieco tu przebieg, idę starą wersją, za plecami ładny widok na Halę Baranią z bacówką, byłem przy niej dwa lata wcześniej, ale kiedyś muszę zajrzeć też na nockę. Im jestem wyżej, tym mgły więcej, obniża się też temperatura. W końcu osiągam. Barania Góra jest drugim co do wysokości szczytem w Beskidzie Śląskim, zwieńcza go metalowa wieża widokowa o wys. 15 m oraz kamienny obelisk z tablicą poświęconą partyzantom Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych działających na tych terenach podczas II wojny i po niej do 1947 r. Wchodzę na wieżę zamglenie nie daje mi jednak zobaczyć panoramy, wiejący wiatr targa mgłą i co chwilę błyskają jakieś dalsze widoczki. Robię kilka zdjęć, chwilkę przysiadam i uciekam bo zimno.
















Schodzę z Baraniej w kierunku schroniska Przysłop, szlak na tym odcinku jest bardzo podmokły, na bagienkach leżą belki, które chlupią przy każdym moim kroku, parę razy prawie się zanurzam. Niżej gdy szlak ostro schodzi zamienia się w koryto strumienia. Woda szumi po kamieniach, mgły się rozstępują a niebo czerwienieje… Właśnie rozpoczyna się spektakl zachodu słońca. Czerwona tarcza słońca przebija się przez kikuty świerków i znika gdzieś za horyzontem, niebo jeszcze długo płonie… A przecież jeszcze kilkadziesiąt minut temu we mgle nie wiele było widać…. Jest pięknie! 😍









Potem schodzę do schroniska PTTK Przysłop pod Baranią Górą, z racji, że już ciemnieje postanawiam, że nie wstępuję. Zmieniam więc szlak na zielony i częściowo już pociemku podążam dalej… schodzę do Chatki studenckiej na Pietraszonce, tu dziś śpię.





Chatka studencka AKT „Pietraszonka” mieści się w starej drewnianej beskidzkiej chałupie na wysokości 800 m w przysiółku Istebnej. Prowadzona jest przez AKT „Watra” przy Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Chatka nie jest typowym schroniskiem górskim, ma kilka pokoi z około 50 miejscami noclegowymi, na dole jest ogólnodostępna kuchnia za zasadą co przynosisz to jesz i jadalnia z kominkiem i gitarami. Wystrój chatki, skrzypiąca podłoga, wszystko w drewnie sprawia, że to miejsce ma świetny klimat.😊
Na chatce na razie cisza, wita mnie jedynie chatkowy, którego imienia nie pamiętam, ale okazuje się, że chatkowym nie jest, bo właściwa chatkowa przyjedzie później. Lokuję się w największym pokoju na piętrze, jak się okaże będę tam sam, choć chata będzie potem niemal pełna. 😀 Ogarniam się i schodzę do sali na dole, robię jedzenie w kuchni i grzeję się na huśtawce przy kominku! Tak jak zapowiadali ekipa na chacie się powiększa i docierają kolejne osoby. Wieczorem robi się tu gwarno, główna impreza trwa na dworze przy ognisku. Druga mniejsza na sali z gitarą i piosenką i to w tej uczestniczę. Mimo, tego, że tyle tu osób, ekipy nie są za bardzo integrujące się i przez większość czasu nie ma z kim pogadać. Dobrze, że choć trochę można pośpiewać. To jednak prawda, że klimat miejsca tworzą ludzie i za każdym razem może być inaczej. Na Pietraszonce śpię trzeci raz, najlepiej wspominam pierwszy pobyt tutaj w 2021 r. Wtedy małą ekipą zintegrowaliśmy się świetnie, w ruch poszła gitara, śpiewniki, i wtedy właśnie polubiłem wcześniej nie znaną mi (i nie lubianą?) szeroko pojętą piosenkę turystyczną i poezję śpiewaną! 😊 A drugi pobyt na chatce był zaledwie dwa miesiące wcześniej, mieliśmy tu pierwszy nocleg na wyprawie Głównym Szlakiem Beskidzkim. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, czy ukończę szlak, ale popełniłem wpis w kronice, trzeba było go zatem odnaleźć i uzupełnić!😁


Jakoś po północy zwijam do pokoju, impreza przy ognisku trwa dłużej, na sali po chwili też robi się cicho. Zasypiam a jutro kolejny dzień beskidzkiej wędrówki... 😊

Mapa trasy: 

RELACJA DZIEŃ 2: TUTAJ

4 komentarze:

  1. Fajny kawał trasy. Najfajniejsze to kończenie dnia w górach, tego mi brak teraz. Oglądanie zachodu słońca ze szlaku to coś pięknego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyszło 28 km tego dnia, więc trochę drałowania było 😅
      Ja też uwielbiam kończyć dzień w górach i przez to, że nie śpieszę się dość często mi się to udaje. Zachody czy wschody słońca mają w sobie to coś. Akurat tego dnia, gdybym dotarł do Pietraszonki wcześniej, stamtąd miałbym jeszcze lepszy widok na zachód. Niebo było wtedy jeszcze tak długo czerwone... 😊

      Usuń
  2. Klimat o zachodzie bardzo ładny. Jak popatrzyłem na drewniane podesty na zejściu z Baraniej, to sobie przypomniałem, jak tam w błocie szedłem. Ty miałem chociaż ładne kolory. Szkoda tylko chmur na Baraniej Górze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie było widoków z Baraniej, ale mgła też dodawała klimatu 😉
      Dobrze, że się potem wypogodziło i miałem piękny zachód słońca. 😊
      A na zejściu z Baraniej też miałem sporo błota i wody, belki się zapadały i kilka razy o mało nie wpadłem. 😅

      Usuń

Copyright © Góry Opawskie , Blogger